sobota, 10 stycznia 2009

Jestem graczem... ale gram w gry raczej

"Dobrze wiesz to po sobie,
czasem walka o pada jest jak walka o ogień"

Zeus - Gracze

Z pamiętnika gracza:
W co Piotrek grał w 2008 roku?
Może to dziwić, ale przez ostatnie dwanaście miesięcy poświęciłem na gry komputerowe o wiele mniej czasu niż zwykłem wcześniej. Głównie z tak przyziemnego powodu, jakim jest wydajność sprzętu - w co lepsze nowe gry miałem okazje pograć tylko na blaszaku brata, więc najpierw trzeba było użyć próśb, gróźb, podstępów, względnie pięści ;)
A gdzie podział się ten cały wspomniany zaoszczędzony czas, można by spytać. Sam jestem ciekaw...
Niżej przedstawię kilka tytułów, które ukradły mi najwięcej godzin:

Worms 4: Totalna Rozwałka
Całe mnóstwo rozwałek zaliczyłem dzięki tej produkcji, zwłaszcza na początku 2008.
Przeciwnicy tej gry zarzucają jej, ze profanuje ona stare dobre robale 2D. Inni mówią, że grafika zbyt cukierkowa, że kamera działa beznadziejnie, że w zasadzie nic się nie zmieniło od Wormsów 3D.
Bezzzdura. Wiadomo, oldskulowców nie przekonasz, ale moim zdaniem Wormsy otrzymały nie tylko dar trójwymiarowości (dający morze nowych możliwości), ale przy okazji odziedziczyły też grywalność poprzednich części. Rozgrywka jest nadal bardzo dynamiczna mimo systemu turowego. W pierwszej odsłonie w 3D można było faktycznie mieć sporo zarzutów do pracy kamery, Totalna Rozwałka prezentuje się jednak pod tym względem o niebo lepiej. Możliwość wyboru wyglądu swoich robali - kapeluszy, hełmów, okularów, wąsów dodaje tej części jeszcze więcej szalonego klimatu. Bombowa gra jak dla mnie, dosłownie!
Oprócz standardowego deathmatcha mamy też kilka innych trybów gry, gdzie np musimy zbombardować i zniszczyć siedzibę przeciwnika.
Jak to piszę, to aż mnie naszła ochota by w to zagrać.

Pro Evolution Soccer 6
Gra z jesieni 2006 roku, więc jak na grę sportową nieco starawa. Ale ale... gra bijąca na głowę kolejną część wydaną rok później (a nie 2002 lata później, jak mógłby mylnie sugerować tytuł) PES'a 2008. Zdecydowanie największy mój prywatny złodziej czasu w minionym roku. Te wszystkie rajdy skrzydłami, gole zza pola karnego, nietrafione dobitki na pustą bramkę z pół metra... to się pamięta!

Pro Evolution Soccer 2009
... ale czas leci, tak więc w końcu wyszła na jesieni 2008 kolejna część tegoż cyklu. Iż jest ona lepsza od 2008, od razu nikt nie miał wątpliwości. Ale dopiero po kilku meczach przekonałem się, że dorównuje ona, a nawet przerasta, poczciwą szóstkę. Gra się oczywiście nieco inaczej - mamy nieco lepszą kontrolę nad zawodnikiem, gracze sensowniej ustawiają się na boisku (choć jak patrzę na moich obrońców to często w to wątpię), rewelacyjne górne podania i dobrze zbalansowaną trudność wykonywania rzutów wolnych. Jeśli by się do czegoś przyczepiać, to może do tego, że wciąż za często piłkarze sami robią wślizgi, zdecydowanie za trudno wykorzystać karnego, a podania na dobieg po ziemi były chyba trochę lepiej zrobione w poprzednich częściach .. no i przede wszystkim - bramkarze. Zdecydowanie za często zachowują się jak idioci. Jeśli do tego grać Argentyną, Francją bądź Portugalią, to wybijajcie piłki obrońcami jak najdalej, bo na etacie golkipera pracują tam ludzie "Nigdy nie wiesz co się stanie".
Ale nawet z tymi wadami zdecydowanie najlepsza kopana jaka kiedykolwiek powstała.

Heroes of Might and Magic V
Że trójka, która według mnie jest najlepszą grą jaka kiedykolwiek powstała, jest produkcją kultową, to (cytując klasyka) oczywista oczywistość. Że czwórka była katastrofą też wtajemniczonym wiadomo.
A z piątką jest ten problem, że jest po środku. Co prawda na szczęście bliżej jej zdecydowanie do trójki niż do czwórki, ale legendzie jednak nie dorównuje.
Na plus wypadają również zamki - dość klimatyczne i z sensownie podzielonymi jednostkami. Ładne mapy, wciąż może trochę zbyt oczojebne kolory, ale na szczęście już nie tak jak w czwórce. W dodatku pojawia się opcja dobrze znana z Disciples (ta seria to zdecydowanie najlepsza gra hirosopodobna, ze świetnymi rewolucyjnymi pomysłami), mianowicie w dodatku "Dzikie Hordy" możemy wyprodukowane jednostki ulepszyć na jeden z dwóch sposobów. Alternatywne jednostki różnią się wyglądem, ale też zdolnościami co daje kolejne taktyczne możliwości.
Na wielki plus tej gry trzeba zapisać również bardzo ciekawą kampanię, choć niestety z różnych powodów nie przeszedłem całej.

Neverwinter Nights 2
Gra z końcówki 2006 roku, ale dopiero w 2008 dałem jej szansę, i muszę powiedzieć, że jest to najlepsza gra fabularna od czasów Baldura (druga najważniejsza dla mnie gra po herosach).
Niestety nie dane było mi jej skończyć, gdyż wraz z formatem straciłem sejwy, a zapału i czasu nie starczyło na ponowne przechodzenie (tym bardziej, że w kolejce czekał Wiedźmin).
Ale grę przerwano mi brutalnie na dość dalekim etapie, także myślę, że odczucia me mogę jak najbardziej wyrazić.
Cóż, mamy do czynienia z bardzo ładną i efektowną (super wyglądające czary!) grą fabularną, której największą bolączką jest... fabuła. Nie można powiedzieć, że jest ona zła, ale raz, że zbyt liniowa jak na obecne standardy, a dwa, że mimo wszystko mogłaby być ciekawsza. Niektórzy jeszcze by zarzucili jej zbyt wielką epickość, ale nie oszukujmy się - w Zapomnianych Krainach zawsze chodziło tylko i wyłącznie o ratowanie świata.
Gra, jak już wspomniałem, prezentuje się ładnie nawet teraz, po dwóch latach od wydania, a dodatki, które się do niej ukazały/ ukażą (w planach jest teraz trzeci) ponoć jeszcze poprawiają grafikę.
W grze mamy do dyspozycji drużynę, tak jak to było w Icewind Dale'u czy w Baldur's Gate, jednak nie sześcioosobową a cztero. Jest to kompromis pomiędzy wspomnianymi wyżej klasykami gatunku, a pierwszą częścią, gdzie do dyspozycji mieliśmy tylko jednego najemnika, a nasz wpływ na jego poczynania był w dodatku mocno ograniczony. Oprócz głównej postaci, którą tworzymy sami na początku, towarzyszy więc nam trójka napotkanych po drodze podróżników. W grze spotykamy ich jednak o wiele więcej, i tylko od nas będzie zależało na jaki skład drużyny się zdecydujemy. Resztę bohaterów będziemy mogli spotkać w karczmie, i w każdej chwili przyłączyć ich do naszej ekipy pakerów. Wyjątkiem są sytuacje, gdy ze względu na rozwój fabuły, któraś z postaci znaleźć się w drużynie musi, nic jednak nam nie przeszkadza w późniejszym jej wywaleniu. Wisienką na torcie są natomiast wzajemne relacje członków drużyny - zależnie od doboru kompanów możemy mieć za towarzystwo postaci podobnie myślące i doskonale się rozumiejące, bądź co chwilę sobie dogadujące, wręcz pałające do siebie nieskrywaną nienawiścią.
Kolejną ciekawą rzeczą, która spotyka nas w grze jest otrzymanie, rozbudowa i zarządzanie a wreszcie i obrona całkiem sporej warowni.
Te wszystkie zalety rekompensują moim zdaniem pewne niedoróbki, sprawiając, że Neverwinter pozostawia daleko w tyle inne tytuły z tego gatunku, takie jak Gothic, czy Oblivion.

Wiedźmin
Tutaj spotkała mnie ta sama przykrość co w Neverwinterze - mniej więcej w połowie gry straciłem w wyniku formatu zapisany stan gry. Zawziąłem się jednak, że za wszelką cenę przejdę to cudeńko, i jak powiedziałem, tak zrobiłem.
Co tu dużo mówić - świetna robota. Gra wyglądająca rewelacyjnie, posiadająca świetną fabułę, super grafikę i (może nawet przede wszystkim?) jak powstało na produkcję opartą na prozie Sapkowskiego, rewelacyjne dialogi (TALAR!).
Świetnie oddano ducha sapkowskiej prozy i mocno czuć słowiańskie klimaty. Swojsko.
System walki został dość uproszczony, ale sprawia dzięki temu sporo frajdy (nie to co w Gothicu) i jest przy tym płynny, a sprowadzenie magii do wiedźmińskich znaków również okazało się strzałem w dziesiątkę. W sumie jedyną rzeczą, która naprawdę mnie irytowała podczas godzin spędzonych przed monitorem, był bardzo słabo zrealizowany ekwipunek, w którym cholernie ciężko było coś znaleźć. Ponoć jednak już w kolejnych wersjach gry rzeczy w ekwipunku zostały posegregowane ze względu na typ, co z pewnością ułatwia zarządzanie zdobytymi przedmiotami.
No i jeszcze jedna rzecz wyróżniająca grę - powalające na kolana filmiki - ten na początku gry to klasa sama w sobie, ten na końcu z kolei jest niesamowicie smacznym kąskiem, gdyż zapowiada kontynuację.
Wiedźmin nie jest liniowy, przynajmniej nie aż tak jak większość tego typu gier. Dokonywane przez nas wybory mają często niemały wpływ na otaczający nas świat i jego mieszkańców... często większy niżbyśmy tego chcieli. W pewnym momencie musimy dokonać wyboru - w wojnie z nieludźmi musimy opowiedzieć się po którejś ze stron - poprzeć prześladowane elfy i krasnoludy, stanąć po stronie zakonu, bądź zachować neutralność. Moim zdaniem można było zrobić to jeszcze lepiej, bo konsekwencje naszej decyzji nie są jednak tak daleko idące jakbym tego chciał, a zachowanie neutralności się zwyczajnie nie kalkuluje.
No i wisienka na torcie, przynajmniej dla męskiej części graczy - kolekcjonowanie kart z rysunkami napotkanych na naszej drodze i podbitych przez Białego Wilka kobiet - jak pokemony, musisz mieć je wszystkie ;)
Gra naprawdę fantastyczna, aż duma rozpiera, że rodzima!

King's Bounty: Legenda
Niektóry powiedzą (zwłaszcza widząc screeny z bitew) "podróba hirosów". Nic bardziej mylnego (tym bardziej, że oryginalny KB powstał przed Heroesami i to one były jego naśladowcą).
KB to gra, jakiej jeszcze nie było - wybrawszy na początku bohatera spośród trzech dostępnych klas - wojownika, maga i paladyna, chodzimy po bardzo ładnych planszach i kupujemy w napotkanych chatach, zamkach i innych siedzibach najemników i wszelkie inne stwory, które będziemy mogli wykorzystać w bitwach. Te wyglądają faktycznie niemal identycznie jak w Heroesach, jednak na tym podobieństwo się kończy.
Przede wszystkim po mapie podróżujemy w czasie rzeczywistym, i czy uda nam się wyminąć wrogie jednostki, zależy przede wszystkim od naszego sprytu i zręczności. Gdy się jednak nie uda staczamy bitwę na planszy złożonej z sześciokątnych pól, gdzie obowiązuje już dobrze nam znany systerm turowy. Gra jest zdecydowanie bardziej od HoMM nastawiona na rozwój bohatera. Podczas eksploracji map zbieramy kryształy trzech typów, za które to kupujemy umiejętności na drzewku rozwoju. A w zasadzie na trzech drzewkach. Tak więc możemy zdecydowaną większość znalezionych kamieni zainwestować w magię (ma ona ogromny wpływ na walkę) albo wręcz przeciwnie - dzięki nim zwiększyć ilość naszych punktów przywództwa, i tym samym ilość jednostek, które możemy rekrutować. Na swojej drodze znajdziemy też wszelkiego rodzaju artefakty a wiele magicznych przedmiotów będziemy mogli kupić w napotkanych twierdzach.
Tu ciekawostka - każda rozgrywka jest inna - to znaczy że grając dwa razy, w tych samych miejscach będziemy mieli do kupienia zupełnie inne jednostki, zwoje i artefakty.
Gra ma w sobie zdecydowanie więcej z RPG niż z innego gatunku, i tylko wspomniane bitwy stanowią element strategii. W zamkach mieszkają królowie, wiedźmy, paladyni i inne dziwadła, które zawsze znajdą dla nas jakieś zadania - przeważnie, jak to w erpegach bywa, "zanieś coś komuś", "znajdź coś" lub "kogoś załatw" a nierzadko wszystko to naraz.
Główną osią fabuły jest praca na dworze królewskim na stanowisku nadwornego poszukiwacza skarbów, jednak w przerwie między zleceniami od głowy państwa na brak roboty na pewno narzekać nie będziemy. Bohater nasz, jak dobrze poszuka, może nawet natrafić na kobietę, którą poślubi i mieć z nią dzieci. Niesie to ze sobą różne korzyści - żona może zwiększać inicjatywę naszych jednostek, lub nasze cechy (intelekt/ atak/ obrona), a dzieci zwiększać nasz zasób many lub dodawać punkty szału. Dobrze, że chociaż w grach instytucja małżeństwa się opłaca ;)
A propos punktów szału - dochodzimy do jednej z ciekawszych kwestii w grze. Wraz z rozwojem fabuły zyskujemy władzę nad pewną magiczną skrzynią, w której uwięzione są cztery duchy/ demony/ cosie. Z początku są do nas nastawione negatywnie, jednak w zamian za pewne przysługi i po udowodnieniu naszej wartości będą nas wspierać w walce. Objawia się to tak, że gdy przekonamy już danego demona by nam służył, będziemy mogli używać udostępnionych przez niego zaklęć/ ataków, a wraz z częstym ich używaniem doskonalić je. System identyczny jak z czarami, tyle tylko, że wydajemy nie punkty many, a szału właśnie. Gdy podczas walki nasze jednostki zadają obrażenia przeciwnikowi, nasza liczba punktów szału rośnie, gdy zaś beztrosko spacerujemy po głównej mapie królestwa ilość punktów szybko spada do zera.
Kolejnym nowatorskim pomysłem są pojawiające się na mapie, gdzie toczymy bitwy, skrzynie. Gdy nasza jednostka podejdzie i je otworzy, znaleźć w nich może złoto (przeważnie małe ilości), bądź zwoje z czarami a czasem nawet kryształy pozwalające rozwijać umiejętności. Ale na mapie bitew pojawiają się również różne różdżki, totemy i tym podobne przedmioty, które raz na turę zadają obrażenia (czasem mają pozytywne działanie) pobliskim jednostkom.
Następną interesującą opcją jest możliwość ulepszania niektórych artefaktów - aby tego dokonać musimy pokonać ducha artefaktu - na planszy, po której nasze jednostki poruszają się wolniej niż zwykle, staną naprzeciw nas oddziały dysponujące magią. Do tego wspierają ich wieżyczki z gremlinami, z których każda rzuca co turę na nasze wojsko jakieś złośliwe zaklęcie. Bitwy te są dość trudne, ale nagroda zazwyczaj rekompensuje poniesione straty.
Jeszcze jedną odmianą walk jest szturm na zamek. Aby zająć twierdzę musimy jednak wpierw pokonać przeważnie bardzo liczną i silną armię.
Nazywając tę grę klonem hirosów krzywdzimy ją, bowiem jest w niej pełnia nowatorskich rozwiązań, a wprowadzenie przy tym sprawdzonych w HoMM rozwiązań bitewnych tylko dodaje tej grze miodności. Jeśli więc jesteś fanem kultowych hirosów, przy czym nie zamkniętym na nowe opcje fanatykiem, naprawdę powinieneś w to zagrać!

Puzzle Quest
Hit! Gra z grafiką nadającą się na komórki (swoją drogą mój brat ma na komie lepsze gry, niż poszłyby u mnie na kompie...), ale tak cholernie grywalna, że głowa mała.
Wybieramy sobie rycerza, wojownika, maga albo druida i przemieszczamy się śmiesznym ludkiem po szlakach zaznaczonych na mapie, które rozpościerają się od twierdzy do twierdzy. W zamkach tych napotkać możemy różne ważne osobistości, które to wymyślą nam questy. Głównie polegać będą one na tym by chodzić w kółko po szlaku z jednej twierdzy do drugiej. Ale, że łatwo nie ma, toteż najczęściej szlak będzie zagrodzony przez jakieś paskudztwo typu goblin, pająk czy inna zjawa. I tu się zaczyna prawdziwa zabawa. Mianowicie gra w kulki...
Tak, dokładnie - napotkane potwory lecą w kulki. Dosłownie. Pamiętacie taką grę gdzie na planszy spadają z góry kulki różnego koloru a wy je musicie tak zamieniać miejscami by utworzyć linie co najmniej trzech kulek jednego koloru? Tutaj zamiast kulek mamy kolorowe kryształy, czaszki, monety i gwiazdki. Kolorowe kryształy ustawione w jednej linii zwiększają nam manę danego koloru, gwiazdki dają nam punkty doświadczenia, monety złoto, natomiast kilka czaszek koło siebie zadaje bezpośrednie obrażenia przeciwnikowi. Za zdobyte punkty magii możemy podczas walki rzucić czar zabierający rywalowi punkty życia, bądź zmieniający nieco sytuację na planszy (np zamiana jednego koloru kryształów na inny, bądź na czaszki, lub przetasowanie elementów). Za wygrane walki dostajemy złoto i doświadczenie a wraz z nim zdobywamy nowe czary.
Brzmi to wszystko banalnie, ale wbrew pozorom jest niezwykle wciągające, naprawdę!
Wraz z rozwojem naszej postaci, pojawiają się także ambitniejsi przeciwnicy - regenerujące się trolle, czy potężne demony i smoki. Niektóre jednostki możemy schwytać i użyć ich później jako wierzchowców bądź nauczyć się od nich jednej z ich umiejętności. Aby tego dokonać trzeba jednak przejść logiczną gierkę, polegającą na zlikwidowaniu wszystkich kryształów na planszy, co w przypadku, gdy walczymy o bardziej przydatne umiejętności, jest niezwykle trudne.
Możemy także podbijać mijane twierdze i miasta, zdobywając w ten sposób złoto, jednak trzeba mieć do tego anielską cierpliwość, bowiem mają one ogromną liczbę punktów życia i często udaje się je podbić dopiero za którymś razem.
Gra naprawdę trąci truskulem i warto się z nią zapoznać ;)

Tak więc kilka fajnych gier się jednak znalazło. Chwilę grałem też
w nowego Need for Speed'a, ale za krótko by coś konkretniejszego powiedzieć. Z gier wartych uwagi strasznie podobało mi się też Call of Duty 4, ale niestety ostatnią strzelanką, w którą szło mi w miarę przyzwoicie był... Unreal Tournament 2. A było to jeszcze
w podstawówce ;)
Tak więc dbając o własny system nerwowy i pragnąc uniknąć salw śmiechu brata, ograniczyłem się do obserwacji, jak brejdak radzi sobie sam. Pod koniec roku wyszła gra-gigant - GTA 4. Każdy chciałby w to zagrać, więc pewnie i ja się kiedyś skuszę. Jak będę miał co najmniej z miesiąc wolnego...

Gracz z Doskoku

1 komentarz: