wtorek, 8 lipca 2008

Mieć markę, że z fartem grasz w grę

Spotykają się dwaj programiści:
- Słuchaj, potrzebuję generatora liczb losowych
- Czternaście...


Jeżeli przestrzeń zdarzeń elementarnych Ω składa się z N zdarzeń jednakowo możliwych i wśród nich jest n zdarzeń sprzyjających zajściu zdarzenia A, to prawdopodobieństwem zajścia zdarzenia A nazywamy P(A) = n/N.
Jaka jest więc w tym wszystkim rola szczęścia? A jeszcze ciekawsze jak pojęcie szczęścia definiuje klasyczna definicja prawdopodobieństwa. Albo chociaż nieklasyczna.
Bo słownik języka polskiego rozkminia to tak:
1. [pomyślny los, pomyślność, powodzenie]
2. [uczucie zadowolenia, upojenia, radości; szczęśliwość; to
wszystko, co wywołuje ten stan]
3. [zbieg, splot pomyślnych okoliczności, szczęśliwe zrządzenie losu,
pomyślny traf, przypadek]

Czy więc zawsze gdy wylosujemy z urny cholerną kulę z wygrawerowaną literą A mamy szczęście? Czy tylko w niektórych przypadkach? Właśnie, mamy szczęście gdy wylosujemy, czy szczęście to coś, co musimy posiadać już do losowania się przygotowując? Czy może na nieszczęście to tylko nieścisłość językowa?
A jeśli na dziesięć kul w urnie dwie mają literę A? A jeśli dziewięć? Czy wtedy wylosowanie jednej z nich to szczęście? Raczej niewylosowanie jednej z nich to katastrofa... gdzie jest ta granica? A czy wszystko co nie jest szczęściem jest nieszczęściem aka pechem? I czy nieszczęście i pech to na pewno to samo?
Czy Flavio Cipolla, która nie była faworytką, w dodatku przegrała pierwszy set, miała po prostu szczęście, że wygrała 2:1? Czy nie mając umiejętności można wygrać jeśli fortuna dopisuje? A mając skillsy a nie mając fuksa trzeba wygrać? Czy szczęście zwycięskiej tenisistki polegało na tym, że rywalka jej nie doceniła? Czy tak samo by było gdyby Cipolla nazywała się inaczej?
Czy wpływ na to, że kupon z tenisem nie wszedł, ma fakt, że o tej dyscyplinie sportu nie mam zielonego pojęcia?
Tak naprawdę nie oczekuję odpowiedzi na żadne z powyższych pytań, bo generalne w ogóle mnie one nie obchodzą. Chociaż twierdząca odpowiedź na ostatnie z nich mogłaby zmusić mnie do przemyśleń i w konsekwencji uratowania nieco skazanych na zagładę talarów. Sęk w tym, iż odpowiedź, wbrew zdrowemu rozsądkowi, wcale nie musi być twierdząca...
A większe szczęście ma ten co za złotówkę wygrał sto złotych (AKO 100), czy ten co za dwieście złotych wygrał tysiąc (AKO 5)? I czy większy był fart tego pierwszego, że takie monstrum w ogóle weszło, czy jego pech, że postawił tak mało?
Czy po serii sukcesów faktycznie musi przyjść plaga nieszczęścia, gdy nawet beniaminek z ostatniego miejsca w tabeli wygrywa na wyjeździe z liderem dwoma golami? Czy jeśli rozbiło się bank to jest realna szansa, że uda się tego dokonać za życia raz jeszcze? To ostatnie pytanie jest chyba najłatwiejsze – nie, bo i za pierwszym razem szansa nie była realna ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz