piątek, 24 lipca 2009

Wisła, oddawaj moje sto milionów!

Mimo, że reprezentacja wpędza w rozpacz
naród marzy o zwycięstwie na mistrzostwach,
więc miejmy wdzięczność dla naszych piłkarzy -
oni zrobią wszystko byśmy jeszcze długo mogli marzyć...

Łona - Nie gadaj tyle

Niedawno nastąpiła reorganizacja Ligi Mistrzów - nowa formuła zadebiutowała w tym sezonie. Miała ona dawać większe szanse tym mniejszym/ biedniejszym/ słabszym klubom, które tym razem miały w ostatniej rundzie eliminacji nie wpadać na Barcelonę, Inter, czy inne diabelstwo, ale grać między sobą o pięć miejsc w LM (kolejne 5 było dla zwycięzców eliminacji z najsilniejszych federacji, a pozostałe 22 zaklepane dla drużyn z czołówki tychże państw).
Wisła rozpoczęła kwalfikacje od drugiej rundy, w której była rozstawiona. W trzeciej rundzie również byłaby rozstawiona, a gdyby odpadła (w trzeciej rundzie? bardzo pesymistyczny wariant), to zawsze pozostawała jeszcze gra w Lidze Europejskiej, czyli po staremu w Pucharze Uefa. W wypadku awansu do czwartej, ostatniej rundy eliminacyjnej polski zespół nie byłby już podczas losowania uprzywilejowany, ale miast tytanów pokroju Realu czy Manchesteru, w najgorszym wypadku musiałby wygrać dwumecz z Olympiakosem Pireus, FC Kopenhagą, Partizanem Belgrad, Slavią Praga lub Lewskim Sofia.
"Jeszcze nigdy droga do Ligi Mistrzów nie była taka prosta"
Nikt jednak nie miał prawa przewidzieć, że Wisła będzie miała ultrapecha i już jej pierwszym rywalem będzie znany na całym świecie galaktyczny zespół o tytanicznych umiejętnościach - Levadia Talin.
W Krakowie 1:1, w Talinie 0:1 w plecy i Wisła prysła, a wraz z nią polskie marzenia o posiadaniu znów po ponad dziesięciu latach własnej drużyny w tych prestiżowych rozgrywkach.

Z drugiej strony może dobrze się stało, że to właśnie zespół estoński awansował dalej - mam tu na myśli postać prezesa talińskiego klubu, który okazał się być przemiłym człowiekiem. Otóż przed rewanżem napotkał on grupę polskich kibiców, którzy nieobeznani ze światem zwyczajnie się nie potrafili w estońskiej rzeczywistości odnaleźć. Pan Levada (prezes Levadii - zabawne, ha ha ha) zawiózł więc był ich do obozu treningowego krakowskiej drużyny. Ot i cała historyja...
...by się mogło zdawać. Ale komentarze do artykułu o tym wyczynie ujawniły również wiele innych, nie mniej bohaterskich czynów wspaniałego Estończyka:
"Levada to super gość. Pamiętam jak kiedyś zabłądziłem podczas spływu Pilicą. Zgubiłem szlak i było naprawdę niewesoło. I nagle na brzegu pojawił się Levada. Pokazał mi, że mam płynąć w drugą stronę. Tak zrobiłem i bezpiecznie dopłynąłem do Sandomierza"
"Masz rację, to super gość. Mnie kiedyś wyniósł z płonącego wieżowca"
"Ja miałem podobną sytuację. Jakieś 3 lata temu podczas obfitego grzybobrania, chcąc nie chcąc zabłądziłem. Sytuacja stawała się beznadziejna, zbliżała się noc, dzikie zwierzęta wpadły na mój trop. I wtedy, w chwili największego zwątpienia na wrzosowisku pojawił się Levada i wskazał mi właściwy kierunek, którym podążyłem prosto do roweru. Dodatkowo wskazał mi zagajniczek, w którym rosły 2 piękne prawdziwki"
"To prawda. Bodaj 8 lat temu zabłądziłem w amazońskiej dżungli. Wszędzie pełno węży i innych niebezpiecznych zwierząt. Po kilku dniach błądzenia byłem całkowicie wyczerpany, głodny, wystraszony i myślałem, że to już koniec. Gdy leżałem tak na jakimś głazie i czekałem na kres, przyleciał helikopter, z którego po drabince zszedł Levada, zabrał mnie na pokład i przylecieliśmy do Polski. Nigdy mu tego nie zapomnę. Od tego czasu zawsze wysyłamy sobie kartki na święta."
"Gdy 10 lat temu zdobywalem biegun polnocny,silny wiatr porwal mi moj namiot i cale zapasy. Po paru minutach z zaspy wyjechal Levada na saniach z termosem goracej herbaty i kanapkami z serem.Powiozl mnie na sam biegun a po drodze obronil przed niedzwiedziem polarnym-golymi rekami. Co roku wysylam mu kartki na swieta.Jest moim bohaterem"

Nie boję się powiedzieć - człowiek fenomen.
Gdy Wisła nie radziła sobie w rewanżu, naszła mnie nawet myśl, że oto na boisko może wbiegnie Levada i uratuje krakowski klub strzelając gola na wagę awansu. Ale nie wbiegł - widocznie wyciągał kogoś innego z większych opresji.
Bo nie oszukujmy się, problemy Białej Gwiazdy są niczym - to tylko dwa miliony Euro w plecy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz