czwartek, 11 grudnia 2008

Tłusty czwartek

Na sześć ostatnich nocy pięć razy kładłem się spać po czwartej... jestem chodzącym zombie.
Niepasującym elementem w tej układance jest wtorek. Wychodząc z uczelni napotkałem Maxa, który stwierdził, że jeśli jego grupa przełoży środowe koło można by symbolicznie coś teges wieczorem. Po powrocie do domu euforia z wtorkowego farta minęła, a zaczęło o sobie przypominać zmęczenie. Gdy zacząłem się zastanawiać, czy nie odespać masakry laboratoryjnej ofensywy zadzwonił telefon. Maximus pytał czy nadal jestem "na tak"... znacie mnie - byłem. Ten też mnie zna, bo już czekał pod blokiem
... a wraz z nim mój imiennik, który po 3 latach powrócił do ŁDZ ze stolicy rydzyków i pierników.
Dwa piwka na start a potem kombinowanie - podwórkowy oldskul + miejski folklor.
Pragnąć wzbogacić ten wieczór o element rywalizacji uderzyliśmy do Iron Horse'a gdzie czekał na nas, wyposażony w bicykl, niejaki Kuba oraz bilardowe stoły. Skończyło się jednak na kręglach w Prestige'u.
I do tego zmierzałem. Czerpiąc swą wiedzę o tej dyscyplinie sportu głównie z materiałów kończących się na ".avi" byłem zawsze święcie przekonany, że kręgle zbijają wyjadacze a świeże leszcze rzucają kulę tylko po bandach. Debiut wypadł jednak okazale, a cała ta instytuacja bowlingiem zwana okazała się dużo prostsza niż zakładałem. Choć nie wiadomo na ile to zasługa taktyki podpatrzonej u Flinstonów i Dextera, a na ile "szczęście nowicjusza" ;)
W każdym razie wciągnęło mnie to cholerstwo i raczej na pewno nie był to pożegnalny debiut.
Koniec końców wróciłem po pięciu piwach i pięciu godzinach do domu, wciąż rozentuzjazmowany nową zajawką, zdążyłem jeszcze odpisać na parę wiadomości na gg (wtedy byłem święcie przekonany, że byłem nieludzko trzeźwy - na podstawie przeczytanego rano archiwum stwierdzam, że niekoniecznie tak być musiało) i momentalnie zaatakowała mnie fala zmęczenia. zmuszając do wczesnego pójścia spać (jakoś po północy zaraz).
Wczoraj jednak wszystko wróciło na tory po jakich ostatnio jedzie mój pociąg - położyłem się po czwartej, zaabsorbowany nową płytą Racy i kawałkiem Białasa, a poniekąd także nauką automatów na dzisiejszego kolosa.
Żeby zrozumieć jakże dzisiaj zaistniała sytuacja jest zabawna, trzeba cofnąć się do początku semestru. Dr K stwierdził, że zajęcia, które miały być planowo w czwartki, mu nie pasują i przenosimy je na piątek (w ten sposób okrutnie szpecąc nam piątkowy plan). W drugim tygodniu zajęć nie było, bo on czekał na nas gdzie indziej niż my na niego, potem powstał pomysł, że zajęcia będą co dwa tygodnie dwa razy dłuższe, ale przeważnie ich nie było a to z powodu jego urlopu, a to gdzieś się zapodział, a to miał zebranie katedry. Dla odmiany zrobił raz zajęcia w tygodniu, w którym być ich nie miało i były na nich aż cztery osoby (o dziwo ja też). Zmierzam do tego, że... tak, dzisiejszego kolokwium też nie było! Przełożył na "prawdopodobnie" przyszły czwartek, na który to już przełożyliśmy wcześniej płyny. Kocham takie akcje :)
I tak sobie rozmyślałem ilu to ciekawych nietuzinkowych prowadzących dane mi było przez te lata poznać. Poczynając od dr "jeszcze raz zobaczę taką kreskę to zabiję pana!" od grafiki poprzez dr "Ale żeście panowie to spierdolili"od MWG, który przejmował się całymi laborkami mniej niż my na dr "Panie! To co pan chcesz projektować?! Drewniane drabinowe wozy góralskie do wożenia siana?" kończąc. Tak, ten ostatni jest z katedry PKMów, tam wszyscy są tacy...
Profesor z mechaniki lubił zużyć na jeden rysunek na tablicy milion kolorowych kred, profesor od grafiki zamykał na wykładach aulę od środka bo spóźnialscy go rozpraszali a inny od TMMów z kolei pisał na liście z wynikami "ci co nie zaliczyli... nie martwcie się".
"Jak pokażę panu, że w książce też tak jest to mi pan uzna?" "Nie"
I wielu wielu innych!
No i na koniec kultowy tekst - pierwszy tydzień na mechanicznym, zajęcia z materiałów:
- Proszę państwa, ja tu jestem w zastępstwie kolegi, z którym będziecie mieć ćwiczenia. Widzę, że macie dość liczną grupę. Ja prowadzę inny przedmiot... na trzecim roku, więc większości państwa nie będę miał okazji poznać".
Wtedy myśleliśmy, że miał po prostu tylko specyficzne poczucie humoru ;]

2 komentarze:

  1. calkiem ciekawy styl pisania. troszke dlugo jak dla mnie, ale moze to dlatego, ze nie przywyklam.
    pjona za sluchanie rapsow.
    pozdrawiam.
    kru.nlog.org

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam osobę "z zewnątrz"
    jestem pod wrażeniem, że udało się tu dotrzeć
    dla mnie też za długo, dlatego nigdy nie czytam tego co piszę, a potem wychodzi jak wychodzi ;)
    rapsy zawsze spoko!

    OdpowiedzUsuń