czwartek, 18 września 2008

Nie śpię, bo w snach też bywa niebezpiecznie...

"Męczą lub dają odpocząć, są twoje,
czasem ukojenie, czasem paranoje.
Sny, nawet gdy są złe to się budzisz,
możesz w nich kochać lub mordować ludzi.
Krzywe odbicie w witrynie twego ducha,
są twoje, tajne, nie jawne jak życie.
Tu wszystko dzieje się naprawdę..."

Sokół - Sen

Wczoraj wieczorem przeglądałem program telewizyjny i jak zwykle większość jego zawartości wzbudziła u mnie litość. Pamiętam czasy, że można było usiąść na kanapie przed telewizorem we wtorek o 20.45 i obejrzeć w TVP jakiś hit Ligi Mistrzów. Nastały jednak chude lata, a grube raczej już nie wrócą. Teraz TVP serwuje nam tylko jeden mecz pucharowy w środę, a i wtedy wybiera przeważnie beznadziejne spotkanie. Są jeszcze teoretycznie mecze polskich drużyn, ale że te szybko odpadają...
Wczoraj jednak nie było nawet tak źle, bowiem na uwagę zasługiwały aż dwa filmy (oczywiście nie za sprawą TVP a Canalu + - jedna z niewielu zalet mieszkania z dala od cywilizacji to fakt, że kablówka to abstrakcja i dobrodzieje moi musieli pokusić się o Cyfrę) Szklana Pułapka 4 vs. Vanilla Sky. Bruce Willis vs. Tom Cruise. Wygrała Penelope Cruz.
Patrząc na obsadę spodziewałem się komedii romantycznej lub jakiegoś thrillera, a film na koniec okazał się matrixem. Ale przyznać muszę, że dawno nie oglądałem nic tak dobrego. Fakt, iż film jest z 2001 roku daje sygnał, że chyba nie jestem z filmami_które_trzeba_obejrzeć do końca na bieżąco...
Cameron Diaz kojarzy mi się z głupimi komediami, Kurta Russella kojarzyłem z Grindhouse Tarantino (mimo, że wytrzymałem tylko pół godziny tego dzieła) a Jasona Lee z Alvina i wiewiórek, więc początkowo oglądało się lekko dziwnie. Dziwniej było już tylko gdy Diaz dociskając pedał gazu rzekła panicznym głosem do Tomka „You've been inside me. I swallowed your cum. That means something.” Ta scena pozwala zrozumieć mężczyzn chcących zakazać wydawania kobietom prawa jazdy.
Ale siłą filmu byli oczywiście nie aktorzy wspomniani wyżej a jakże urocza parka (zwłaszcza po wypadku) Tom i Penelope. Zabawne że jest to remake hiszpańskiego filmu, gdzie hiszpanka zagrała tę samą postać. Takie rzeczy to tylko w Hollywood.
On, playboy z odziedziczoną fortuną (prawie jak Batman), ona kocica, w chwilach wolnych od kuszenia zajmująca się tańcem (prawie jak Catwoman). I ponad dwugodzinny film, mimo że spotkali się tylko dwa razy. Ale to już spoiler...
Krytycy zarzucają Cruise’owi, że ma w repertuarze max 3 miny, ale maska (w której występował sporą część filmu) i twarz ucharakteryzowana na zeszpeconą po wypadku, sprawiły, że w ogóle mi to nie przeszkadzało, chyba niektórzy trochę przesadzają. Albo po prostu uwagę skupiłem na Penelopie, trudno wyczuć...
Koniec końców wszystko okazało się ułudą, snem a bohater dostaje drugą szansę. Trochę jak z Clickiem. Tamten film też pokazuje, że można żyć a żyć i jednak lepiej żyć. Niby nic odkrywczego, ale chyba w codziennej gonitwie zdarza się nam o tym zapomnieć. No i wspomnę jeszcze, że Click też okazał się dla mnie zaskakujący o tyle, że widząc Sandlera na ekranie nastawiałem się na komedię a tymczasem deszczowa scena na parkingu niemalże mnie wzruszyła. Tak, nawet jakże nieczułego mnie...
Żeby jednak nie było nazbyt optymistycznie koniec końców wszystko okazało się ułudą, koszmarem. A zanim sen się rozpoczął (czytaj miłosna opowiastka zamieniła się w wizję a la wachowscy) Penelopówna olała brzydkiego Toma. Azaliż nadrzędną wartością okazuje się nie być li tylko piękno wewnętrzne?!
Azaliż nie bałdzo. Cóż, jak ten serial na Polsacie, samo życie...
Ocb w ogóle w tym scenariuszu okazuje się (jak to zwykle bywa) na samym końcu filmu, ale mimo sporego zagmatwania idzie się połapać, nie to co w niektórych „ambitnych” produkcjach, a i dialogi są dobrze napisane. Nie stwarzają wrażenia specjalnie wydumanych a mają to coś w sobie. W sumie obyło się bez rozmów głupich, będących zapchajdziurami czy rażących sztucznością. Dialog Criuse’a i Cruzówny na przyjęciu (btw – jedyna recenzja w necie, gdzie zamiast imion bohaterów macie nazwiska aktorów ^^) naprawdę dobry (ten w jej mieszkaniu też niezły) ale jej wspomnienie Penelopie i odegranie przez Toma w klubie już po wypadku – majstersztyk.
Tak więc może i życie w świecie snu byłoby fajne, możliwość przeżycia jeszcze raz najpiękniejszych chwil, realizacji marzeń i pragnień... ale lepiej tego dokonać w realu ziomy. To mówię ja, Łotrek.

Rzadko miewam sny, ale po tym filmie miałem, (tu się wkręci śmiechy). Oczywiście głupi, bo tylko takie miewam, Ale sprawił on, że obudziłem się rano z uśmiechem na mordzie, bo przyśniło mi się coś nad wyraz miłego, ha, urzeczywistnienie marzeń wręcz. Przynajmniej jednego, ale za to ważnego. Szkoda, że tylko w krainie Morfeusza. A o co kaman nie powiem bo się nie spełni ;)
"Jak chcesz rozśmieszyć Boga powiedz mu o swoich planach" jak nawinął Diox. A nie, sorry, to chyba Pezet. I tym żenującym dowcipem kończę.

Wasz jakże chaotyczny i amatorski Recenzent

P.S. A, i będę musiał obejrzeć ten hiszpański oryginał. Ot co!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz