piątek, 5 września 2008

Ja nigdy nie zostawię hip-hopu, tak się nim jaram, że zostaje ze mnie sam popiół

"Rap rap rap rap rap yo yo yo yo yo yo yo ...
O jak dobrze rozpocząć rapistyczną płytę,
gdzie nie wepchnę ucha mam przykłady znakomite,
bit bitem ale jak ją zacząć, skończyć i zapełnić
żeby słuchacz leżał plackiem jak w kościele wierni.
To jest sztuka zrobić takie intro,
sampel lepszy niż na saksofonie Bill Clinton,
jak dobrze słowa dograć, z płyt rodzimych rapistów
wyłania się mniej więcej taki obraz:
masz jakiś pomysł na numer ?
Eee, zbiór tematów dostępny na stronie
www dobryrap pl
nie kombinuj nic dobrego nie wymyślisz,
z resztą po co słuchacze to tradycjonaliści.
Niech cię Bóg broni przed jakimś wyszukanym słowem
pamiętaj słuchacz, który nic nie rozumie jest głuchy jak Beethoven
na twój rap, więc chuj na słownictwo połóż,
to nie jest czas dla ambitnych zespołów,
masz jakaś zajawkę ? Rzuć ją !
Popularność rzadko idzie w parze z rewolucją,
nie przesadzaj z formą, nie ważne jaka treść jest,
a najlepiej niech to będzie instrukcja obsługi życia w mieście
albo song o ilości nieszczęść
albo jeszcze, kurde, nie wiem, sam coś wymyślisz.
Nie wychylaj się bo źle skończysz prędko,
pamiętaj dziś najcenniejsza jest przeciętność,
bądź łysy na klipach, na koncertach nadęty,
chcę czuć w twoich prostych słowach dekadentyzm.
Zrób numer o tym jak to napierdoliłeś głupią glinę
kiedy ten bezczelnie spytał o godzinę.
Jeśli chodzi o fruzie, masz tyle wiedzieć o nich
ile jest ci potrzebne by uskuteczniać swój hedonizm.
Żeby twój rap był jeszcze bardziej hip hopowy
bełkocz przez zęby, pokaż swoją wadę wymowy.
Tak człowieku - szczękościsk
to jest najkrótsza droga do popularności
masz wątpliwości?
Zrodził się dylemat to powtórz za mną:
"yo yo yo hiphop hiphop rap siema siema"
nagraj to wszystko i już jest pierwsza liga,
zapewniam, że trafi się eee, która to wyda,
teraz już tylko kariera, wywiady dla Życia na Gorąco i Music Makera,
koncerty, klipy, wszystko w sponsorowanych ciuchach
tylko proszę zrób tak bym nie musiał tego słuchać..."

Łona - Jak nagrać pierwszą płytę

[Tekst cholernie nieobiektywny]
Miałem napisać to dawno, ale piszę dziś. „Słuchasz hip-hopu? Wyglądałeś mi na rockmana”. Tak usłyszałem jakiś czas temu. Fakt, jakoś od siedmiu lat nie mam w szafie żadnych dżinsów, co dopiero typu baggy. Nie jestem też łysy (ale mało który raper w sumie teraz jest) a bluzy kapturem mam może ze dwie. I to ze względów praktycznych a nie, aby ukrywać twarz przed policją. Jak więc mogę słuchać hipów czy hopów, że tak stereotypami pojadę... Ale żeby przez czarną kurtkę i spodnie od razu rockmenami rzucać? Ba, rockmani mają (chyba?) wzięcie, tym bardziej nie wiem więc jak w ogóle można było mnie za takowego wziąć ;]
Lubię rock - Nirvana, Red Hot Chilli Peppers, czy Bloc Party zawsze spoko. No i rock jest taki neutralny, uniwersalny, trochę dla każdego. Niestety sporo nowych (dla mnie) zespołów, które sprawdzam za mocno (znów jak dla mnie) czerpie z punku i metalu. Inne mają często styl mdły aż do bólu, taka rockowa papka a cała płyta na jedno kopyto. Jako człowiek, nie bójmy się tego słowa, wybitny (jak to mawia jeden doktor na PŁ) staram się nie ograniczać gatunkowo. Jednak już dojrzałem do stwierdzenia, że Toole, czy większość dyskografii Mettalici to nie dla mnie. Ale nie o tym być miało.
A potem usłyszałem „też słuchałam hip-hopu. W gimnazjum”. To stwierdzenie było jak kop z glana poniżej pasa. Rozumiem więc, że z tej muzyki się wyrasta. Pech, że nie chodziłem do gimnazjum i nie miałem okazji. Niefart. Co począć? Spocząć. Poodrywać kaptury od bluz? Jakby co zdążę. Niestety prawdą jest, że ludzie się dziwnie patrzą gdy napomskniesz, że słuchasz rapu. Za każdym razem czuję się jak idiota. Co jest w tej muzyce tak haniebnego? Kiedyś myślałem - bluźnierstwa. Owszem, zdarzają się. Ich nadmiar często irytuje, ale chyba nie jest to główny argument przeciw, biorąc pod uwagę ich obecną częstotliwość występowania na ulicy, w mpk, w sztukach teatralnych, książkach, filmach. No i w innych gatunkach muzycznych bądź co bądź również. A taki punk mam wrażenie, jest generalnie o wiele bardziej akceptowany, mimo, że wers typu „każdy policjant to jebany morderca” to pierwsze co mi się z nim kojarzy. Akurat tu by się dogadali z hip-hopowcami, heh... Akceptowany bardziej chyba głównie dlatego, że bliżej mu do jakże popularnego i uniwersalnego rocka. A rap bądź co bądź to zamknięta strefa (jarania i rymowana). Jeśli nie wulgaryzmy, pewno więc tematyka. Przypuszczalnie w każdym gatunku można znaleźć piosenki na niemalże każdy temat. Pech chce, że wszystkie rapowe teledyski puszczane w mediach traktują o wożeniu się furą po mieście, podrywaniu plastikowych dziewczyn w klubach, trawie, koksie, whiskey i tequilli, ciężkim życiu na ulicy i o policji. Czy taki jest więc cały rap? Kto słuchał Afrontu, Afrokolektywu, Klimatu, Gresa, Jota, Mroka czy Tetrisa wie, że nie. O Łonie, Jimsonie, Duże Pe i Wankeju nie wspominając, bo mają oni według mnie dla polskiego rapu taką wartość jak Nothing Else Matters dla fanów Mettalici. Na pewno odbiór osobom postronnym utrudnia fakt, że w kawałkach rapowych wszechobecny jest slang (pierwszy lepszy przykład – propsy). Druga rzecz, jakże popularne ostatnio follow-up’y, które żeby wyłapać, zrozumieć, docenić trzeba znać multum produkcji, często starych i podziemnych. Ale chyba nawet nie to czyni tę kulturę tak mało atrakcyjną dla osób z zewnątrz. Sam gdy włączam rapową playlistę (oczywiście nie pierwszą lepszą, raczej nie ma tam HG czy Pei) myślę sobie „tak, to jest ta muzyka”. A potem idę na koncert i widzę po lewej grupę pijanych gimnazjalistów, po prawej karków szerszych niż wyższych a pod sceną bandę dresów. A jedyne kobiety to te kilo silikonu + kilo farby, które znalazły się tam przypadkiem bo ich chłopak kark szedł, i dziewczyny w bluzie po kolana z za długimi rękawami, w czapce z daszkiem pod kapturem i w za luźnych spodniach. Są elo... i równie kobiece co pompa olejowa... „że tak stereotypami pojadę...” I stoję tam wmurowany w ziemię, próbując ogarnąć to co widzę i myślę wtedy sobie „nie, to nie jest ta kultura”. Jestem więc bezkulturową sierotą – jedyna kultura jaką mam to ta osobista, która z resztą nieraz też zawodzi...
Rap, jak każda muzyka, ewoluuje. Parę lat temu był w Polsce okres, że był on bardzo popularny i prócz oczywistych wynikających z tego minusów (jak powstanie sporej ilości rapowanych kawałków w konwencji pop) to są i plusy. Więcej artystów, więcej muzyki do wyboru. Tym samym też więcej chłamu, ale na szczęście nikt nas nie zmusza do jego słuchania (choć MTV i Viva robią co mogą). A dzięki większej ofercie dla uszu łatwiej znaleźć i coś ambitniejszego niż nowe kawałki o felgach Tedego i utwory o niczym Gurala (a swego czasu to oni tworzyli tę scenę, byli jej filarami i zarzucali innym robienie badziewia, heh). W okresie popularności rapu można też było spotkać się z sytuacją, gdy ludzie związani z tą muzyką tylko poprzez obejrzenie trzech teledysków Tedego i dwóch Molesty (bo akurat gdzieś tam kiedyś leciały na MTV) nadużywali pojęć joł, pozdro 600, elo, ziom. W samym rapie jest tego już za dużo, a jak zaczęli tak gadać wszyscy to już naprawdę było drażniące. Dla mnie, oczywista.
Ale i rap ma swoją jaśniejszą stronę, pytanie tylko co z tego, skoro nikomu nie chce się jej szukać (nie wiem czy należy się dziwić, skoro mało kto o jej istnieniu ma pojęcie). Większość (tych co słucha rapu, bo „normalni” ludzie mają najczęściej rap w poważaniu, czemu przestałem się dziwić już jakiś czas temu) woli wulgarny rap Piha i VNMa (nie mówię, że zły) niż ten Dużego Pe i Jimsona. Tylko mistrzowi tekstów Łonie i mistrzowi techniki Wankejowi nikt nic nie zarzuca, ale i tak trzy czwarte zamiast ich słucha Rycha Pei i Hemp Gru. Heh, cytując Poga:
„Nie jestem przeciwnikiem ulicznego rapu,
jestem fanem dobrego, a przeciwnikiem łaków i styli braku”
Jeszcze na koniec sama wartość muzyczna rapu. W rankingu najlepszych gatunków do zabawy na parkiecie rap, delikatnie mówiąc, nie okupowałby czołówki, z tym się zdecydowanie zgadzam. Z tym, że rap ma mało wspólnego z komponowaniem a są to same efekty komputerowe, już nie. Rapowi producenci to ludzie o niezwykle otwartych umysłach – inspiracji na nowe bity, sample szukają w każdym (choćby i bardzo odległym od rapu) gatunku. Ich podkłady mają też tę zaletę, że mogą być elektroniczne, mogą być rockowe, jazzowe, czy funkowe. Ale żeby to zrozumieć, trzeba usłyszeć bity Noona, Ostrego, Bobera czy Kixa. Bity z samplami z Dżemu czy Various Manx (a nawet z motywem z drużyny A się zdarzył) to wcale nie rzadkość. Rzecz ciekawa, że wbrew powszechnej opinii raperzy nierzadko grają koncerty przy „żywych” instrumentach – przykładami mogą być Afro Kolektyw, Ostry lub Jimson.
I generalnie byłoby naprawdę fajnie gdyby 3/4 rap-słuchaczy nie było idiotami...
POZDRO 600!


1 komentarz:

  1. "I generalnie byłoby naprawdę fajnie gdyby 3/4 rap-słuchaczy nie było idiotami..."

    Wspaniała puenta, doskonałe podsumowanie, wszystko na temat :P
    Generalnie cały blog palce lizać, pozdrawiam ;d

    OdpowiedzUsuń