piątek, 26 września 2008

Za daleki odlot

Na dziś koncepciwo - halówka, fizyka, koncerciwo

To ma być dobry dzionek ziomek. Co prawda od kilku dni solidnie nawala mnie lewa noga ale damy radę. A czemu? Bo to ostatni piątek wakacji!
Potem Ciechan na fizyce a na koniec dobra impreza. Fristajle Dużego Pe i Teta, kawałki z nowej płyty tego drugiego, starsze kawałki Afrontu - liczę na to bardzo i jaram się wuchtę!
Ostatni piątek wakacji...
Niech się dzieje! A potem niech weekend trwa wiecznie...

===============
parę piw i kilometrów później

Dziś było więcej akcji niż w polu karnym. Halówka bardzo pozytywnie, nawet noga wykazała się przyzwoitością i pozwoliła cieszyć się grą. Potem obowiązkowe 15-minutowe spóźnienie na fizyce, ciechany, paluszki, telefon do Świeżego by chóralnie oznajmić mu, że jest dupą - 5/6 ;)
Aa, no i wiadomość dnia - Shogun jest na trzecim semestrze! Tak, też nie wierzę, że to piszę. Gdy pod koniec sesji powiedział, że ma cztery egzaminy ale jeszcze do żadnego nie jest dopuszczony a o dwóch z nich to już nawet w ogóle nie myśli jego sytuacja wydawała się nienajlepsza. Gdy w pewien czwartek dowiedział się, że ma oddać indeks do poniedziałku, a nie w ciągu dwóch tygodni, jak to zamierzał, jego mina zdradzała, muszę przyznać, rezygnację. Gdy tego indeksu do poniedziałku nie oddał zacząłem szczerze wątpić w jego dalszy byt na poli. Nie wiem co on zrobił tej pani dziekan ale domyślam się, że nie były to tylko oczy kota ze shreka...
Ponoć widząc że w ciągu dwóch lat na 60 pkt zdobył 29 zapytała "Nie chciałby pan może być trzeci raz na pierwszym roku?". Trzeci? Niech ona go nie obraża :D
Tego dnia każdy z nas miał po jednym "dobrym" pomyśle - Hała, żeby jechać Zachodnią trzy przystanki a nie dwa, w związku z czym wywiozło nas hen; Szymon, żeby wrócić jeden przystanek na Zgierskiej autobusem, który akurat podjechał, w związku z czym wywiozło nas hen w drugą stronę i na koniec mój pomysł, żeby przejść ze Zgierskiej na koniec Piotrkowskiej do Da Grasso o 2 w nocy. I mimo, że każdy z nas w głębi siebie wiedział, że nie ma szans by było otwarte przekonałem ich! Oh yeah
Co do najważniejszego czyli koncertu - nagłośnienie było tak beznadziejne, że aż żal dupę ściskał. Jak ktoś grał swoje stare kawałki to z tekstem jeszcze dawało radę, ale z czymś nowszym już niemożliwością było zrozumienie całego tekstu. A Te Tris grał w większości nowości. Afront oczywiście grał głównie kawałki z płyty z Metro, czyli swojej najgorszej, ale dobrze chociaż że poleciało też "Nie mamy czasu". Pojawił się niespodziewanie na scenie Raca - i jak go lubię, tak muszę przyznać, że kawałek, który zagrał był beznadziejny. A Duże Pe nie zagrał nic z Sinusa, ale i tak jego występ oceniam chyba najlepiej. Choć prawdę mówiąc Te Tris niewiele mu ustąpił. Obaj super polecieli na wolno, choć Pe z tymi linijkami o telefonach rozwalił system! No i na początku położył sobie kartkę na ziemi i powiedział "tak, tu mam wolne" :D
W korytarzu zebrała się grupka osób, które jak się okazało gdy podszedłem, fristajlowały. Lecieli naprawdę nieźle niektórzy. Chwilę pogadałem z 3-6 usilnie starając się nie popełnić jakiejś gafy bo na jutiubie widziałem może z 2 jego walki tylko. Z nim się udało, ale już zapytanie Greena czemu nie fristajluje nie było najlepszym pomysłem - Green dostał się do finału WBW już na pierwszych eliminacjach, o czym wiedziałem, ale wypite tego wieczoru litry piwa tymczasowo wymazały tę informację z mojej pamięci.
A potem spotkałem kumpla z podstawki, który powiedział, że wydaje w październiku płytę ze swoimi bitami. "A to jest mój mc" powiedział wskazując na gościa, z którym Szymon przegadał sporą część wieczoru. Dobra bania.
Generalnie mimo kilku wymienionych niedopatrzeń koncert i tak oceniam bardzo pozytywnie, bo ci na których najbardziej liczyłem, czyli Tet i Pe nie zawiedli.
Po wybiciu z Luki jak już wspomniałem odbyliśmy eskapadę po Piotrkowskiej, zahaczając o czajna tałn, gdzie Hała i Szymon oczywiście musieli poobrzucać się jedzeniem. W końcu te dwie łachmyty wsiadły w taksówkę a ja skierowałem się do nocnego. Naturalnie spóźniłem się minutę. No to z Zachodniej z buta na plac Dąbrowskiego, ale jako, iż tam panowie robotnicy urządzili sobie piaskownicę musiałem się cofnąć do Kilińskiego, potem zapieprzać do Rewolucji, w międzyczasie minęło mnie kolejne N4. Jak ja to kocham. Skończyło się tak, że wsiadłem w N7, o którego trasie nie miałem bladego pojęcia, ale opłaciło się, bo w końcu wyprzedził jadące na około N4 i mogłem się spokojnie przesiąść. W takie wieczory wszystko jest prostsze, tylko drogi dłuższe...

czwartek, 18 września 2008

Nie są od elo. Może elokwentni...

„Śpiewać każdy może, jak Jerzy Stuhr,

tak wierzy tłum, stąd tylu amatorów jak Jerzy Stuhr.

Mamy świeży styl, nie ma co gadać,

zawsze dobry rap zamiast braggadocio,

nie chwalimy się, nasz rap robi to za nas,

bo dobra pętla broni się sama,

bo dobra zwrotka nie wymaga reklamy,

to nasza gra i, uwaga, wygramy.

Ona była a może jest nadal czystą grą,

choć show-biznes łyknął niszcząc ją.

Jej styl coraz bardziej przypomina pop i disco,

ale ja, mimo wszystko, jestem hip-hop-optymistą

i stąd podrywam ją na głos na wosku,

nasz los na włosku wisi... e, coś tam w związku (...)

Daję jej jedną miłość od szesnastki gdzieś,

nieletnią miłość do szesnastki, wiesz,

nie letnią miłość jak Warszawski Deszcz,

ale lepszą miłość jak Chuck d Fresh.

Bywa tam na okładkach Bravo,

ale ciągle jej wybaczam, to straszna słabość,

wiem, chłopaki mówili PKU,

ale ja się zajebałem w niej na chuj.”

Wankej – Spirala zła


Ostatnio było dość pesymistycznie, ale przecież nie jest tak tragicznie z polskim rapem. Co mam nadzieję udowodnić sobie 26-ego września na koncercie Tetrisa, Dużego Pe, Afrontu i El Da Sensei’a. Yo. Tę muzykę naprawdę można pokochać za piętrowe rymy, zabawę słowem, porównania i wieloznaczności.


Za teksty

(i chociaż u niektórych różnie z tym bywa) to śmiało jako przykład możnaby tu wkleić prawie wszystkie teksty Łony

w tym za storytellingi

Smarki nawinął już ze trzy razy na różne sposoby jak to był spisywany przez policję, ale prawdziwym mistrzem storytellingów jest Łona. Prawdziwym mistrzem Łona jest.

Za zabawę słowem:

„Jestem czarnym kotem dziś na drodze – to ściema,

Jestem młodym kotem, czarnym koniem podziemia”

Flint

„Nie jesteś królem jak z królewskim śmigasz

ale czasem mogę je pić, przecież nie spadnie mi korona

w sensie, że z nieba nie spadnie mi ten czeski browar”

„Mówią, że klucz to rozwijać się ponoć,

ale to jak pi, możesz rozwijać w nieskończoność

tylko po co wkładać w to czas i energię

skoro korzyści będą jak pi – niewymierne”

TJK

„Mam kilka dissów co łamią żebra,

Ze mną nie ma nic łatwo, chyba, że łatwo przegrać”

Tetris

„Jointy? robię parę i gram koncerty, parę ich mam, mam parę i pcham się stale nie tam gdzie trzeba. oferty? Stale bez zmian, wiesz, wydałem się sam, więc wydaje się nam, że dalej się dać nie da”

Wankej

„Gram za darmo ale nigdy nie gram na darmo”

„Oni to chyba mają zakodowane w DNA, że ich każdy kawałek dotyka d n a”

„Gram rapem i ronię ironię na papier”

Enson

Za porównania [często dość abstrakcyjne... takie rzeczy to tylko w rapie]
VNM:
„Czuj jak lecę jak beton w Luton
I przestań być raperem jak planetą pluton”
„Wiem na co cię stać, jakbym miał twój wyciąg z konta”
„Trumna jest dla ciebie a nie dla nas jak Eskobar”
„Mam blefa jakbym miał połówkę Flexxipu”
Pyskaty:
„Przemijasz z wiatrem jak Scarlett O'Hara”

Wankej:
„Jest tego warta jak Poznań”
Białas:
„Tony nienawiści jak Soprano”
Łona:
„Poprzeczka obniżyła się jak klamki w belwederze”
Za wielokrotne rymy:
tu niepodzielnie rządzi Wankej
„To sztuka walki czy widowisko jak capoeira?
Szukasz partii, czy mimo wszystko partnera?”

Wankej - Ty
„Pan Wanx, dżentelmen z klasą, czy nie?
Dla pań mam piekielne lato w zimie”

Wankej - Papa Wankz
„Kiedy diabeł pije benzynę i je smar,
ja jem prowitaminę i piję tran”

Wankej – Bibułki z szynką
„Piętrowe rymy? Ja mam pełno drapaczy chmur,
ten koleś Jimmy gra terror dla łamaczy piór”

Jimson – Jestem pewien

Za follow-up'y (nawiązania do kultury, wydarzeń, kultowych kawałków... czy nawet swoich własnych:

Przyklad totalny – „Supersztuka” Lilu, która nawiązuje nie tylko do kawałka Rena o tym samym tytule, ale również do sporej ilości innych jego utworów, w tym featów.)

No i naczelny mistrz follow-up’ów podziemia – Smarki Smark:

„Miałem napisać to wczoraj, ale piszę dziś

Bo wydzwonił mnie wczoraj, żebym wyszedł Pysk,

Był jeszcze Chociaż, sami swoi jak Hemp Gru

Ale było nas za mało, żeby stać w okręgu (...)

Ruszyliśmy by je wypić przy ulicy Morowej

A tam wjechał Polonez i nam kipisz panowie

Zrobili po tym jak przez CB radio

Ustalono, że ktoś z nas mały dealling ogarnął”

Smarki – Kawałek o życiu

„Miałem napisać to wczoraj, ale piszę dziś

Bo Chociaż mnie wydzwonił, żebym wyszedł pić (...)

Chociaż odprowadził mnie, bo mieszka w centrum

Wbiliśmy na przystanek jak koleżka z Hemp Gru

Nie mieliśmy już butelek więc nie było brzdęku

Ale podjechali do nas typy z Volksvagenku”

Smarki - Promomix

„Minął rok, daję krok jak Scott Pippen,

Eis-styl, naucz się wymawiać tych trzech liter”

Eis – Rap-sukinsyn

„Nie daję follow-up’ów, ale dziś dam typie,

VNM – naucz się wymawiać tych trzech liter”

VNM – Jebana gra

„W szkolnej ławce często ryłem cyrklem ‘życie to dziwka’. Stop. Piękna kobieta i jak wszystkie kapryśna.”

Tetris - Pamięć

„W szkolnej ławce często ryłem cyrklem’ życie to dziwka’. Stop. Chcę to życie wykorzystać”

Flint - Peleton

„Pić, nie myśleć o niczym, dać spokój, stać sobie, że tak powiem w przejściu jak Sokół”

Wankej – Program

„Patrzeć z dystansem, stać sobie w przejściu, że tak powiem, jak Wankej”

Smarki – Czas

Za pancze: (tych oczywiście najwięcej w dissach i na wolno)

Z pojedynku Eskobar – Muflon na WBW:

Esko „twoje pseudo? Co to za MC co podpierdala ksywę zwierzętom. Świetnie co? Znalazł sobie ksywę po wycieczce do zoo”

Muflon „Okej, ziomuś, mówisz, że ja jestem ksero? Co to za raper co podpierdala ksywę raperom”

„Twoje najlepsze chwile to moje najgorsze

a twoje najlepsze linie mówią do mnie ojcze”

Enson – Nie nagram na ciebie dissu

Za bragadaccio (czyli wychwalanie pod niebiosa swoich skillsów i stylu)

Przez długi okres niepodważalnym mistrzem bragga był DGE, ale prawie każdy co lepszy raper się w to bawił.

Za bity

Kixa, Bobera, Ostrego, Noona i wielu innych.

Btw producenci – ludzie chyba o najbardziej otwartych umysłach w całej tej hermetycznej kulturze – szukają materiału na sample w każdym gatunku muzyki. Ale o tym już chyba pisałem...

Za skrecze

Skrecze, sztuka sama w sobie, potrafią ożywić kawałek jak nekromanta ;)

Za cuty

Cuty i featy mają ogromną rolę w tym, że ta scena, choć odcięta od innych, jest tak skonsolidowana. Na swój sposób są podobne do skreczy, uzupełniają utwór, nadają mu charakteru. „Rozmowy z cutem” Łony to już przykład ekstremalny.

Za remixy i blendy

W żadnym innym gatunku nie powstaje tyle różnych kawałków na tym samym podkładzie. Ale dzięki remixom powstają też zupełnie różne wersje tego samego utworu. Płyta Dużego Pe była bardzo dobra. Na bitach RJD2 to mistrzostwo świata.

Za fity

Żadnych gości, jak to rapował na pierwszej płycie Łona. Jednak jak już są, potafią dodać płycie blasku. Lilu – królowa refrenu, wystąpiła w kawałkach Jimsona, Dużego Pe, Flinta, Łony, Wankeja, Afro Kolektywu, Klimatu, no i oczywiście Rena. Natomiast GWPI to chyba najlepsza EP jaka wyszła w polskim rapie. Jimson zrobił kawał świetnej roboty, ale efekt nie byłby zapewne tak piorunujący gdyby nie kawałek z gościnnym udziałem EsDwa i Tetrisa. Szesnastka Teta z „eenie-meenie-miney-moe” to chyba jego najlepsza zwrotka... przynajmniej przed ukazaniem się jesiennej płyty.

Za fristajl: (rzecz na pewno warta uwagi, rzecz na pewno nie każdemu przypadająca do gustu)

Duże Pe - Tetris (WBW 2004, finał WBW 2004, i dwuczęściowy rewanż 2008)

http://www.youtube.com/watch?v=XcoB6v7Xftw
http://www.youtube.com/watch?v=Z8Fe5T9fVXQ
http://www.youtube.com/watch?v=Llpxi6e-1_I
http://www.youtube.com/watch?v=aHMziU7jefY

Duże Pe - Pogo (półfinał WBW 2005)

http://www.youtube.com/watch?v=qFOylVuGMcA
Tetris, Muflon, Pogo (Battle Goleniów)
http://www.youtube.com/watch?v=YP02Wnm8Fn4

Duże Pe - Muflon (MM 2008)

http://www.youtube.com/watch?v=AO06ymid_S8

Tetris - Muflon (MM 2008)

http://www.youtube.com/watch?v=55HEqNPoat0

Bardziej to wszystko z nudów napisałem, niż żeby kogoś przekonać ;]

Nie śpię, bo w snach też bywa niebezpiecznie...

"Męczą lub dają odpocząć, są twoje,
czasem ukojenie, czasem paranoje.
Sny, nawet gdy są złe to się budzisz,
możesz w nich kochać lub mordować ludzi.
Krzywe odbicie w witrynie twego ducha,
są twoje, tajne, nie jawne jak życie.
Tu wszystko dzieje się naprawdę..."

Sokół - Sen

Wczoraj wieczorem przeglądałem program telewizyjny i jak zwykle większość jego zawartości wzbudziła u mnie litość. Pamiętam czasy, że można było usiąść na kanapie przed telewizorem we wtorek o 20.45 i obejrzeć w TVP jakiś hit Ligi Mistrzów. Nastały jednak chude lata, a grube raczej już nie wrócą. Teraz TVP serwuje nam tylko jeden mecz pucharowy w środę, a i wtedy wybiera przeważnie beznadziejne spotkanie. Są jeszcze teoretycznie mecze polskich drużyn, ale że te szybko odpadają...
Wczoraj jednak nie było nawet tak źle, bowiem na uwagę zasługiwały aż dwa filmy (oczywiście nie za sprawą TVP a Canalu + - jedna z niewielu zalet mieszkania z dala od cywilizacji to fakt, że kablówka to abstrakcja i dobrodzieje moi musieli pokusić się o Cyfrę) Szklana Pułapka 4 vs. Vanilla Sky. Bruce Willis vs. Tom Cruise. Wygrała Penelope Cruz.
Patrząc na obsadę spodziewałem się komedii romantycznej lub jakiegoś thrillera, a film na koniec okazał się matrixem. Ale przyznać muszę, że dawno nie oglądałem nic tak dobrego. Fakt, iż film jest z 2001 roku daje sygnał, że chyba nie jestem z filmami_które_trzeba_obejrzeć do końca na bieżąco...
Cameron Diaz kojarzy mi się z głupimi komediami, Kurta Russella kojarzyłem z Grindhouse Tarantino (mimo, że wytrzymałem tylko pół godziny tego dzieła) a Jasona Lee z Alvina i wiewiórek, więc początkowo oglądało się lekko dziwnie. Dziwniej było już tylko gdy Diaz dociskając pedał gazu rzekła panicznym głosem do Tomka „You've been inside me. I swallowed your cum. That means something.” Ta scena pozwala zrozumieć mężczyzn chcących zakazać wydawania kobietom prawa jazdy.
Ale siłą filmu byli oczywiście nie aktorzy wspomniani wyżej a jakże urocza parka (zwłaszcza po wypadku) Tom i Penelope. Zabawne że jest to remake hiszpańskiego filmu, gdzie hiszpanka zagrała tę samą postać. Takie rzeczy to tylko w Hollywood.
On, playboy z odziedziczoną fortuną (prawie jak Batman), ona kocica, w chwilach wolnych od kuszenia zajmująca się tańcem (prawie jak Catwoman). I ponad dwugodzinny film, mimo że spotkali się tylko dwa razy. Ale to już spoiler...
Krytycy zarzucają Cruise’owi, że ma w repertuarze max 3 miny, ale maska (w której występował sporą część filmu) i twarz ucharakteryzowana na zeszpeconą po wypadku, sprawiły, że w ogóle mi to nie przeszkadzało, chyba niektórzy trochę przesadzają. Albo po prostu uwagę skupiłem na Penelopie, trudno wyczuć...
Koniec końców wszystko okazało się ułudą, snem a bohater dostaje drugą szansę. Trochę jak z Clickiem. Tamten film też pokazuje, że można żyć a żyć i jednak lepiej żyć. Niby nic odkrywczego, ale chyba w codziennej gonitwie zdarza się nam o tym zapomnieć. No i wspomnę jeszcze, że Click też okazał się dla mnie zaskakujący o tyle, że widząc Sandlera na ekranie nastawiałem się na komedię a tymczasem deszczowa scena na parkingu niemalże mnie wzruszyła. Tak, nawet jakże nieczułego mnie...
Żeby jednak nie było nazbyt optymistycznie koniec końców wszystko okazało się ułudą, koszmarem. A zanim sen się rozpoczął (czytaj miłosna opowiastka zamieniła się w wizję a la wachowscy) Penelopówna olała brzydkiego Toma. Azaliż nadrzędną wartością okazuje się nie być li tylko piękno wewnętrzne?!
Azaliż nie bałdzo. Cóż, jak ten serial na Polsacie, samo życie...
Ocb w ogóle w tym scenariuszu okazuje się (jak to zwykle bywa) na samym końcu filmu, ale mimo sporego zagmatwania idzie się połapać, nie to co w niektórych „ambitnych” produkcjach, a i dialogi są dobrze napisane. Nie stwarzają wrażenia specjalnie wydumanych a mają to coś w sobie. W sumie obyło się bez rozmów głupich, będących zapchajdziurami czy rażących sztucznością. Dialog Criuse’a i Cruzówny na przyjęciu (btw – jedyna recenzja w necie, gdzie zamiast imion bohaterów macie nazwiska aktorów ^^) naprawdę dobry (ten w jej mieszkaniu też niezły) ale jej wspomnienie Penelopie i odegranie przez Toma w klubie już po wypadku – majstersztyk.
Tak więc może i życie w świecie snu byłoby fajne, możliwość przeżycia jeszcze raz najpiękniejszych chwil, realizacji marzeń i pragnień... ale lepiej tego dokonać w realu ziomy. To mówię ja, Łotrek.

Rzadko miewam sny, ale po tym filmie miałem, (tu się wkręci śmiechy). Oczywiście głupi, bo tylko takie miewam, Ale sprawił on, że obudziłem się rano z uśmiechem na mordzie, bo przyśniło mi się coś nad wyraz miłego, ha, urzeczywistnienie marzeń wręcz. Przynajmniej jednego, ale za to ważnego. Szkoda, że tylko w krainie Morfeusza. A o co kaman nie powiem bo się nie spełni ;)
"Jak chcesz rozśmieszyć Boga powiedz mu o swoich planach" jak nawinął Diox. A nie, sorry, to chyba Pezet. I tym żenującym dowcipem kończę.

Wasz jakże chaotyczny i amatorski Recenzent

P.S. A, i będę musiał obejrzeć ten hiszpański oryginał. Ot co!

piątek, 5 września 2008

Ja nigdy nie zostawię hip-hopu, tak się nim jaram, że zostaje ze mnie sam popiół

"Rap rap rap rap rap yo yo yo yo yo yo yo ...
O jak dobrze rozpocząć rapistyczną płytę,
gdzie nie wepchnę ucha mam przykłady znakomite,
bit bitem ale jak ją zacząć, skończyć i zapełnić
żeby słuchacz leżał plackiem jak w kościele wierni.
To jest sztuka zrobić takie intro,
sampel lepszy niż na saksofonie Bill Clinton,
jak dobrze słowa dograć, z płyt rodzimych rapistów
wyłania się mniej więcej taki obraz:
masz jakiś pomysł na numer ?
Eee, zbiór tematów dostępny na stronie
www dobryrap pl
nie kombinuj nic dobrego nie wymyślisz,
z resztą po co słuchacze to tradycjonaliści.
Niech cię Bóg broni przed jakimś wyszukanym słowem
pamiętaj słuchacz, który nic nie rozumie jest głuchy jak Beethoven
na twój rap, więc chuj na słownictwo połóż,
to nie jest czas dla ambitnych zespołów,
masz jakaś zajawkę ? Rzuć ją !
Popularność rzadko idzie w parze z rewolucją,
nie przesadzaj z formą, nie ważne jaka treść jest,
a najlepiej niech to będzie instrukcja obsługi życia w mieście
albo song o ilości nieszczęść
albo jeszcze, kurde, nie wiem, sam coś wymyślisz.
Nie wychylaj się bo źle skończysz prędko,
pamiętaj dziś najcenniejsza jest przeciętność,
bądź łysy na klipach, na koncertach nadęty,
chcę czuć w twoich prostych słowach dekadentyzm.
Zrób numer o tym jak to napierdoliłeś głupią glinę
kiedy ten bezczelnie spytał o godzinę.
Jeśli chodzi o fruzie, masz tyle wiedzieć o nich
ile jest ci potrzebne by uskuteczniać swój hedonizm.
Żeby twój rap był jeszcze bardziej hip hopowy
bełkocz przez zęby, pokaż swoją wadę wymowy.
Tak człowieku - szczękościsk
to jest najkrótsza droga do popularności
masz wątpliwości?
Zrodził się dylemat to powtórz za mną:
"yo yo yo hiphop hiphop rap siema siema"
nagraj to wszystko i już jest pierwsza liga,
zapewniam, że trafi się eee, która to wyda,
teraz już tylko kariera, wywiady dla Życia na Gorąco i Music Makera,
koncerty, klipy, wszystko w sponsorowanych ciuchach
tylko proszę zrób tak bym nie musiał tego słuchać..."

Łona - Jak nagrać pierwszą płytę

[Tekst cholernie nieobiektywny]
Miałem napisać to dawno, ale piszę dziś. „Słuchasz hip-hopu? Wyglądałeś mi na rockmana”. Tak usłyszałem jakiś czas temu. Fakt, jakoś od siedmiu lat nie mam w szafie żadnych dżinsów, co dopiero typu baggy. Nie jestem też łysy (ale mało który raper w sumie teraz jest) a bluzy kapturem mam może ze dwie. I to ze względów praktycznych a nie, aby ukrywać twarz przed policją. Jak więc mogę słuchać hipów czy hopów, że tak stereotypami pojadę... Ale żeby przez czarną kurtkę i spodnie od razu rockmenami rzucać? Ba, rockmani mają (chyba?) wzięcie, tym bardziej nie wiem więc jak w ogóle można było mnie za takowego wziąć ;]
Lubię rock - Nirvana, Red Hot Chilli Peppers, czy Bloc Party zawsze spoko. No i rock jest taki neutralny, uniwersalny, trochę dla każdego. Niestety sporo nowych (dla mnie) zespołów, które sprawdzam za mocno (znów jak dla mnie) czerpie z punku i metalu. Inne mają często styl mdły aż do bólu, taka rockowa papka a cała płyta na jedno kopyto. Jako człowiek, nie bójmy się tego słowa, wybitny (jak to mawia jeden doktor na PŁ) staram się nie ograniczać gatunkowo. Jednak już dojrzałem do stwierdzenia, że Toole, czy większość dyskografii Mettalici to nie dla mnie. Ale nie o tym być miało.
A potem usłyszałem „też słuchałam hip-hopu. W gimnazjum”. To stwierdzenie było jak kop z glana poniżej pasa. Rozumiem więc, że z tej muzyki się wyrasta. Pech, że nie chodziłem do gimnazjum i nie miałem okazji. Niefart. Co począć? Spocząć. Poodrywać kaptury od bluz? Jakby co zdążę. Niestety prawdą jest, że ludzie się dziwnie patrzą gdy napomskniesz, że słuchasz rapu. Za każdym razem czuję się jak idiota. Co jest w tej muzyce tak haniebnego? Kiedyś myślałem - bluźnierstwa. Owszem, zdarzają się. Ich nadmiar często irytuje, ale chyba nie jest to główny argument przeciw, biorąc pod uwagę ich obecną częstotliwość występowania na ulicy, w mpk, w sztukach teatralnych, książkach, filmach. No i w innych gatunkach muzycznych bądź co bądź również. A taki punk mam wrażenie, jest generalnie o wiele bardziej akceptowany, mimo, że wers typu „każdy policjant to jebany morderca” to pierwsze co mi się z nim kojarzy. Akurat tu by się dogadali z hip-hopowcami, heh... Akceptowany bardziej chyba głównie dlatego, że bliżej mu do jakże popularnego i uniwersalnego rocka. A rap bądź co bądź to zamknięta strefa (jarania i rymowana). Jeśli nie wulgaryzmy, pewno więc tematyka. Przypuszczalnie w każdym gatunku można znaleźć piosenki na niemalże każdy temat. Pech chce, że wszystkie rapowe teledyski puszczane w mediach traktują o wożeniu się furą po mieście, podrywaniu plastikowych dziewczyn w klubach, trawie, koksie, whiskey i tequilli, ciężkim życiu na ulicy i o policji. Czy taki jest więc cały rap? Kto słuchał Afrontu, Afrokolektywu, Klimatu, Gresa, Jota, Mroka czy Tetrisa wie, że nie. O Łonie, Jimsonie, Duże Pe i Wankeju nie wspominając, bo mają oni według mnie dla polskiego rapu taką wartość jak Nothing Else Matters dla fanów Mettalici. Na pewno odbiór osobom postronnym utrudnia fakt, że w kawałkach rapowych wszechobecny jest slang (pierwszy lepszy przykład – propsy). Druga rzecz, jakże popularne ostatnio follow-up’y, które żeby wyłapać, zrozumieć, docenić trzeba znać multum produkcji, często starych i podziemnych. Ale chyba nawet nie to czyni tę kulturę tak mało atrakcyjną dla osób z zewnątrz. Sam gdy włączam rapową playlistę (oczywiście nie pierwszą lepszą, raczej nie ma tam HG czy Pei) myślę sobie „tak, to jest ta muzyka”. A potem idę na koncert i widzę po lewej grupę pijanych gimnazjalistów, po prawej karków szerszych niż wyższych a pod sceną bandę dresów. A jedyne kobiety to te kilo silikonu + kilo farby, które znalazły się tam przypadkiem bo ich chłopak kark szedł, i dziewczyny w bluzie po kolana z za długimi rękawami, w czapce z daszkiem pod kapturem i w za luźnych spodniach. Są elo... i równie kobiece co pompa olejowa... „że tak stereotypami pojadę...” I stoję tam wmurowany w ziemię, próbując ogarnąć to co widzę i myślę wtedy sobie „nie, to nie jest ta kultura”. Jestem więc bezkulturową sierotą – jedyna kultura jaką mam to ta osobista, która z resztą nieraz też zawodzi...
Rap, jak każda muzyka, ewoluuje. Parę lat temu był w Polsce okres, że był on bardzo popularny i prócz oczywistych wynikających z tego minusów (jak powstanie sporej ilości rapowanych kawałków w konwencji pop) to są i plusy. Więcej artystów, więcej muzyki do wyboru. Tym samym też więcej chłamu, ale na szczęście nikt nas nie zmusza do jego słuchania (choć MTV i Viva robią co mogą). A dzięki większej ofercie dla uszu łatwiej znaleźć i coś ambitniejszego niż nowe kawałki o felgach Tedego i utwory o niczym Gurala (a swego czasu to oni tworzyli tę scenę, byli jej filarami i zarzucali innym robienie badziewia, heh). W okresie popularności rapu można też było spotkać się z sytuacją, gdy ludzie związani z tą muzyką tylko poprzez obejrzenie trzech teledysków Tedego i dwóch Molesty (bo akurat gdzieś tam kiedyś leciały na MTV) nadużywali pojęć joł, pozdro 600, elo, ziom. W samym rapie jest tego już za dużo, a jak zaczęli tak gadać wszyscy to już naprawdę było drażniące. Dla mnie, oczywista.
Ale i rap ma swoją jaśniejszą stronę, pytanie tylko co z tego, skoro nikomu nie chce się jej szukać (nie wiem czy należy się dziwić, skoro mało kto o jej istnieniu ma pojęcie). Większość (tych co słucha rapu, bo „normalni” ludzie mają najczęściej rap w poważaniu, czemu przestałem się dziwić już jakiś czas temu) woli wulgarny rap Piha i VNMa (nie mówię, że zły) niż ten Dużego Pe i Jimsona. Tylko mistrzowi tekstów Łonie i mistrzowi techniki Wankejowi nikt nic nie zarzuca, ale i tak trzy czwarte zamiast ich słucha Rycha Pei i Hemp Gru. Heh, cytując Poga:
„Nie jestem przeciwnikiem ulicznego rapu,
jestem fanem dobrego, a przeciwnikiem łaków i styli braku”
Jeszcze na koniec sama wartość muzyczna rapu. W rankingu najlepszych gatunków do zabawy na parkiecie rap, delikatnie mówiąc, nie okupowałby czołówki, z tym się zdecydowanie zgadzam. Z tym, że rap ma mało wspólnego z komponowaniem a są to same efekty komputerowe, już nie. Rapowi producenci to ludzie o niezwykle otwartych umysłach – inspiracji na nowe bity, sample szukają w każdym (choćby i bardzo odległym od rapu) gatunku. Ich podkłady mają też tę zaletę, że mogą być elektroniczne, mogą być rockowe, jazzowe, czy funkowe. Ale żeby to zrozumieć, trzeba usłyszeć bity Noona, Ostrego, Bobera czy Kixa. Bity z samplami z Dżemu czy Various Manx (a nawet z motywem z drużyny A się zdarzył) to wcale nie rzadkość. Rzecz ciekawa, że wbrew powszechnej opinii raperzy nierzadko grają koncerty przy „żywych” instrumentach – przykładami mogą być Afro Kolektyw, Ostry lub Jimson.
I generalnie byłoby naprawdę fajnie gdyby 3/4 rap-słuchaczy nie było idiotami...
POZDRO 600!


Siedlisko plugastwa

"Jest pięknie, uliczni poeci zdolni wybitnie
jak może umrzeć coś, co tak pięknie kwitnie,
to wstyd jest, jeśli ktoś przekreślił tych kolesi bystrych,
stary, jakie oni mają pomysły!
To fontanna spostrzeżeń wykuta w oryginalnej formie,
wyszukane rymy, których nie da się zapomnieć"

Łona - Hip-hop non stop

Instytut Pojazdów, Konstrukcji i Eksploatacji Maszyn
Zakład Podstaw Konstrukcji Maszyn
Uczelnia Wiadoma


To tam, gdzie nie zwykło się wywieszać godzin przyjęć a jak już się czasem pojawią zwykło się je traktować nad wyraz luźno
To tam, gdzie jeden doktor wywiesza karteczkę, że w dniach 1-14 września jest na urlopie i zaprasza od 15-ego (ostatni dzień oddawania indeksów do dziekanatu)
To tam, gdzie u drugiego doktora jedna z dwóch takich samych prac zalicza a druga nie. A materiałów do nauki nie udostępnia, tylko poleca załatwić sobie od innych grup, bo wydałoby się, że na ćwiczeniach na tablicę przepisuje rozwiązane tam przykłady
To tam, gdzie trzeci doktor jest jak widmo, nigdy go nie ma w pokoju a jak się go dorwie to mówi, że był cały tydzień, dziś już nie ma czasu a w przyszłym tygodniu jedzie na sympozjum
To tam, gdzie profesor zapytany przez studenta o możliwość obejrzenia swojego egzaminu odpowiada "a co, chce mnie pan poprawić?"
To tam, gdzie pani w sekretariacie spytana kiedy będzie konkretny doktor odpowiada "nie wiem... ale już był w tym tygodniu. Trzeba było sprawdzać"
To tam gdzie na 50 osób egzamin zalicza 5
Ale sprawiają wrażenie cholernie zadowolonych z siebie, co mnie niezmiernie cieszy...

Wszelkie podobieństwo do osób i wydarzeń jest całkowicie nieprzypadkowe