środa, 1 kwietnia 2009

Giovanni dał znak by kontynuować...

Wyniknęła pewna pauza. Z czego wyniknęła? Głównie z tego, że nie chciało mi się logować - lenistwo to straszna choroba...
A dużo się działo w międzyczasie:
- okazało się, że jednak można przez tydzień prawie nie spać (tzn sesja to okazała)
- że nie ma przedmiotu, którego nie da się nauczyć w jedną noc
- że, jak pokazał Hała, czasem nawet nie trzeba się uczyć a fart zrobi swoje...
- że jak się zostawia wszystko na sesję to nie ma opcji by się coś nie ponakładało
Nie mam zamiaru o tym strasznym okresie się rozpisywać, wspomnę tylko, że dość skutecznie wykończył mnie zdrowotnie. I mimo, że była to sesja dość spektakularna jeśli idzie o ilość zdobytych punktów, to i tak przez głupotę, na której zbudowano politechnikę, moja sytuacja była na tyle skomplikowana, że nie ogarniały jej panie z dziekanatu ^^
W każdym razie na tę chwilę wszystko jest już wyprostowane (choć kosztowało mnie to niemało, a od "k(r)uczkowych" zadań z płynów uważam się teraz za eksperta). Teraz jestem już tuzem z gigaluzem...

Ogólnie wiosna za oknem i wreszcie można zrucić nadmiar łachmanów wbijający głęboko w marcowe błoto. No ale kwiecień-plecień, zobaczymy.

Nie sposób nie wspomnieć tu o spektakularnym dość wyniku naszych piłkarzy z Belfastu :D
Nigdy nie widziałem tak beznadziejnego meczu Polaków o punkty. Już nawet porażka z Armenią wyglądała lepiej. Choć to dość kontrowersyjne stwierdzenie wziąwszy pod uwagę miejsce Armenii w światowym rankingu. No, ale Leo przyjechał podpisać kontrakt i powiedział "wszystkie rekordy są moje". Tak więc awansował z Polską jako pierwszy trener na Euro, ale porażkom z Irlandią Północną czy wspomnianą Armenią, które były naszymi pierwszymi z tymi potęgami, po prostu nie mógł się oprzeć. A dziś czeka już kolejne rekordowe wyzwanie - San Marino!

Dziś po powrocie z uczelni położyłem się na chwilę. Obudziłem się po kilku godzinach z przekonaniem, że mojej głowie daleko do normalności...
Nawet nie potrafię tego snu opisać - spora część szczegółów już mi umknęła, w każdym razie fabuła ruszyła, gdy pewien inżynier/ nauczyciel postanowił wraz z uczniami podłączyć jakiś rurociąg do jakiegoś korytarza/tunelu na zewnątrz budynku, w którym (jak mi się zdaje) działa się późniejsza akcja. Mężczyzna ów, twierdził, że skoro jest to pokaz szkoleniowy to nie musi być zgodny z normami i może mieć wiele niedociągnięć. Skończyło się zalaniem całej okolicy.
I tu akcja przenosi się do wspomnianego budynku. Mieszkało w nim, jak to w snach bywa, dużo osób, w tym sporo znajomych z różnych etapów życia. Generalnie w tym rozdziale chodziło o ewakuację z zalewanego budynku. Pewną nieścisłością może się wydać fakt, że woda zalała okolicę a w budynku miała nadejść z najwyższego piętra, no ale...
Skracając opis tej jakże wielce godnej oscara fabuły do minimum powiem, że uciekałem spotykając po drodze bardzo mało osób, potem się wróciłem na górę po jakąś bzdurę, potem szukałem właściwej drogi w labiryncie drzwi, no ale udało się. Co prawda ostatni odcinek musiałem przepłynąć już przez całkowicie zalany korytarz, ale dałem radę i wydostałem się... hmm, "gdzieś" to bardzo dobre słowo. Nie wiem czy na zewnątrz, ale było tam bezpiecznie i co ważniejsze sucho. Potem miałem się zgłosić do naszego nowego przywódcy "uratowanych", który określał miejsce w szeregu członków tej jakże wspaniałej społeczności. A robił to przyznając kolor - zielony, czerwony albo żółty (gdzie zielony był najmniej ważny a żółty najbardziej). Oczywiście prawie wszyscy, w tym i ja, dostali zielony, ale nie wiem niestety jakie to miało implikacje (oprócz tego, że mnie dość wkurzyło), bowiem łysego zaspanego przywódcy w okularach przeciwsłonecznych więcej już nie spotkałem.
Spotkałem za to tutaj też rodziców. Dowiedziałem się od nich, że zalanymi korytarzami już podąża z ratunkiem amerykańska armia. Jak się okazało, moi rodziciele zabrali z mieszkania wiele wartościowych rzeczy, ale moich prawie w ogóle. Tak mnie to zdenerwowało, że postanowiłem po nie wrócić. Uściślając - nie byłem zły, że zostały prawdopodobnie zatopione, ani nie irytował mnie sam fakt, że bardzo wiele moich fajnych rzeczy już nigdy nie zobaczę ale wprost o wymioty przyprawiała mnie myśl, że mój dobytek wpadnie w ręce amerykańskich żołnierzy :D
Ruszyłem więc w drogę powrotną, gdzieniegdzie spotykając pojedynczych "ratowników" ale odegrali oni rolę nawet nie drugoplanową. O dziwo w całym budynku było sucho.
W końcu dotarłem do mojego mieszkania z planem spakowania wszystkich moich ubrań na początek... i spotkałem tam brata. Który co lepsze za nic nie chciał stamtąd odejść. Okazało się, że nasze mieszkanie (a przynajmniej niektóre pokoje) jest zamieszkiwane przez kogoś groźnego. Mój brat, już nawet nie wiem skąd, wytrzasnął... hm jakieś zwierzę, które wyglądało jak... patronus w Harrym Potterze i które... wyskoczyło przez balkon. Później tą samą drogą podążył eteryczny jeleń. Również nie wiem skąd się wziął. Mieszkanie miało dość długi przedpokój, z którego wychodziło czworo drzwi, i choć nie jest to ilość przyprawiająca o ból głowy, to otwierało się zawsze te prowadzące gdzie indziej niż miały. Drugi koniec korytarza skąpany był w mroku... to właśnie tam rezydował nieznajomy. Uuuu...
No i właśnie mniej więcej w momencie, gdy odkryłem jakiś mroczny sekret fabuły tego snu, o którym teraz już nie mam pojęcia, na scenę wkroczył Główny Zły. Był to wysoki ciemnowłosy mężczyzna, który miał wobec nas złe zamiary - jakkolwiek by to nie brzmiało. Wywiązała się między mną a nim walka. W zasadzie nic w niej nie ucierpiałem, bo i on średnio angażował się w potyczkę, ale z drugiej strony nawet najmocniejsze ciosy nic mu nie robiły. W sumie to jak na bossa levelu przystało. Choć muszę przyznać, że nieco spowalniały go kopnięcia w jaja.
Koniec końców okazało się, że jest... kosmitą i ma jakiś układ z amerykańskim generałem. Chciał mi przykładając rękę do głowy wykasować pamięć, czy zrobić coś równie podłego mentalnie ale w ostatniej chwili uciekliśmy z bratem przez drzwi (oczywiście otwierając właściwe dopiero za którymś podejściem) i tu się obudziłem.

Potrafi ktoś tłumaczyć sny?
Bo mój ewidentnie wygląda na ostrzeżenie przed Hamburgeioros!

2 komentarze:

  1. No i przewidziałem - miał być rekord i był ;)
    i to w opcji bez szydery

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja potrafie tlumaczyc.
    Zalany budynek symbolizuje akademik po imprezie - duzo ludzi, w dodatku zalanych.
    Amerykanska armia symbolizuje pakt z kosmitami.
    A boss levelu symbolizuje koncert Zeusa, tzn. koniecznosc pojscia nan.

    OdpowiedzUsuń