piątek, 10 grudnia 2010

Nusu kaput


Jak zamienić zmywarkę w odśnieżarkę?
Dać kobiecie łopatę...

Akcja piękna jak dziewczyny... które mi się podobają (tak dziwnego po-równania jak y=coś nie było tu jeszcze jak końca świata). I to o-biektywnie a nie su. Jak kkub. Albo ki. Ale to już nie o tych dziewczynach zdecydowanie co na początku jak A jak drużyna.
Wsiadam sobie do autobusu linii 96. Zajechał na przystanek tajmingowo idealnie pode mnie. Dziwne? Dziwne, a to dopiero początek historyi. Więc (na początku zdania to prowo in jor fejs jak buk) wsiadam i siadam. Koło, jak pi er kwadrat, jakiejś dziewczyny co rozmawia przez cellphone tudzież handy. Taką książkę se kupiłem hiszpański dla idiotów. Tzn nie dosłownie, ¿c'nie? ¡ale tak to działa! I zaczynam jako idiota to wertować jak młody co cierpi. W słuchawkach Sacral Nirvana, w duszy zupełnie nie nirvana, w uszach oprócz sacrala nawijanie owej pci pięknej jak literatura i słucham, i mówi o korepetycjach, kursach językowych, i myślę o angielskim, a ona o jakichś książkach mówi a ja już nie myślę bo mam to gdzieś, a ona mówi o książce Gente, co znaczy człowieki en español, i myślę: hahaha. Zbieg okoliczności, przypadek, ślepy los. Iberystka. A potem dzwoni do kogoś i pyta: Jarosław? A potem mówi Jarkowi, że wieczorem będzie... w Annie (nawet jak wiadomo o co chodzi to głupio to brzmi w wypadku kobiety)
I to jest moment gdy jedna opowieść przechodzi w drugą.
Kiedyś pisałem o zacnym wikingu, Maximusie, banicie, który stracił brodę, a wraz z nią lejce północnego świata i błąka się po Polszy jak nie przymierzając Syzyf po stoku. Wiking się ustatkował - kobieta (monogamia!), mieszkanie, praca... Brzmi może i norwesko, ale na pewno nie wikingowo. Ale czy ktokolwiek, komu choć raz dane było widzieć Maximusa w brodzie, co była ruda jak żelaza, mógł dać wiarę w porzucenie, zaniechanie przez owego byłego już wodza costumbres de vikingos? ¡Nadie! I słusznie. Wiking kupił biegówki! I pogina po pracy na Zdrowiu w nartach! Oby mu to wyszło na zdrowie. Ciekawe czy jednocześnie poluje...
Oto Beispiel jak dygresja się rozrasta niczym ambicje Saurona po wykuciu pierścienia. Umawiam się z wikingiem na mieście. Po miesiącach niewidzenia. Lądujemy w barze Anna. A tam profesor K.S. z katedry historii sztuki UŁ opowiada historyję tegoż baru. "Czyli kultowego miejsca dla pokoleń łódzkich studentów, bywalców, tubylców, artystów i wielu innych". A na pewno dla mnie. Zwłaszcza w okresie 2002-2007. I spełniło się moje marzenie by pić piwo słuchając wykładu. Dość krótkiego, może bez petard, ale ciekawego.
Tak jakoś nostalgicznie. Sensu bez, aj noł, iś wajse, sé.
A wracając do tego sukkuba jeszcze - succubare - leżeć pod. Hehe.
A kambekując po 12 godzinach do domu czekało mnie łopatologiczne odśnieżanie. Polecam jak dyrektor zarządowi swojego syna na dobrze płatną posadę.
Ale luz bo "dziś moc mam jak marzyciel na dropsach". Mam fazę jak prąd...

czwartek, 2 grudnia 2010

Daj mi powód, żebym podniósł brew...



Czas odnotować ten fakt przykry,
przywykliśmy do rzeczy absolutnie niezwykłych.
By mieć jasność: świat coraz mniej da się wyjaśnić,
nie dziwi nas to bo nie dziwi już nas nic. (...)
Świat się skrzywił, mało tego - on krzywi się dalej,
lecz nikogo nie dziwi już ogrom tych szaleństw.
A ja wciąż mam nadzieję, że jeszcze kiedyś krzyknę
"ach, to doprawdy niezwykłe!"
i wciąż żyję myślą, że rzecz mi będzie dane
"och, to rzeczywiście niesłychane"
Łona - Nic dziwnego

No właśnie - abstrakt jakiś. Tzw paradox, czyli dwa doksy.
Bo nie dziwi mnie już, że dyrektor castingu do nowej ekranizacji Tolkiena został zwolniony, bo wymyślił sobie, że hobbity muszą mieć jasną cerę. Absurd w skali makro.
Absurd w skali mikro: terapeutka lecząca od paru lat uzależnienia (narkotyki, alkohol, hazard) i odnosząca w tym sukcesy (to jej słowa) podaje z puli nieskończoności świetnych przykładów na co można wydać pieniądze zamiast alkoholu czy obstawki... komodę. Taki mebel! K-o-m-o-d-a. Sama przy tym trzymając mocno w garści enty kieliszek z wujitsu, ale to akurat nieważne.
W ogóle jakby się przyjrzeć tak z boku ludziom, czy to dobrym znajomym, czy dopiero co poznanym, nieważne czy na imprezie, uczelni czy ulicy można zaobserwować tyle absurdalnych zachowań, tyle bombardujących czaszkę "niechcących" tekstów, że przepona boli od śmiechu a człowiek czuje, że jego życie się wydłuża o parę minut. Burmistrzowie humoru, nieświadomi swojej rangi.
"Jak widzisz lubię szydzić". Jednak paradoks w paradoksie (stąd chyba to para) tkwi w tym, że sami będąc absurdalnymi zupełnie nie reagują na abstrakt z zewnątrz. "I ten zegar tak tyka" "taktyka". Nieważne... Wdeptani w niedorzeczność po szyję, mimowolni czciciele nonsensu.

czwartek, 11 listopada 2010

Rzędy liter idą wolno na pogrzeb...


Biały pokój, biel zimna jak śnieg,
świat szary jakby stare fotografie
pukały do dzisiaj, weszły w próg jutra,
kolor oddały wczoraj po drugiej stronie lustra.
Ty na skraju łóżka, na skraju wyczerpania.
Na barkach próżnia siada, nakręca dramat,
pyta o datę końca, chcesz końca, tak?
Zdążyłeś zobaczyć jak wygląda świat.
Mentalnych krat nie gryzą sny, ich nie ma,
grawitacją w twarz śmieje się ziemia.
W głowach karnawał, na łąkach trawa z wiatrem,
lecisz przy brawach, które były tak ważne.
EKG znaczy życie, boisz się pionowych linii.
Co znaczy życie, co znaczą filmy?
Ludzie w fartuchach jak duchy krążą smutni
i tylko respirator mówi: ten świat jest sztuczny (...)
Najtrudniejsza z partii, które rozgrywał świat.
Będąc chwilę na podium, jak Akiba Rubinstein,
możesz umrzeć, zapomniany jak on, samotny,
skończyć na dnie - dosłownie i w przenośni.
Gra z życiem, ból to mentor, nauczyciel.
Memento mori, mówi ci sam Lucyfer.
Sny odejdą w glorii, patrz na szachownicę,
nie trać kontroli, chaos się rodzi z krzykiem.
Raca - Respirator


Panie Fischer, karmię ciszę. Szach!


środa, 15 września 2010

Gloomy tuesday

Wiem, że niektórzy dawno opili mój koniec,
ale los włożył mi zbyt silną broń między skronie
żebym poległ sącząc bro przed telewizorem (...)
Nie utonę w tym, serce prowadzi mnie w inną stronę
i pójdę za nim w ogień, choćbym miał skończyć w deszczu komet.
Gwiazdy mi szepczą, że to nasz moment (...)
W samą porę, bo traciliśmy już wiarę.
W sumie pieprzyć - nie stracilibyśmy jej, ale
czasem fale zabierają nas od lądu dalej
i tracimy cel z oczu bo dystans pomniejsza skalę.

Tusz na rękach - notorycznie



Piszę po dziewięciu miesiącach. Tyle potrzeba by się narodzić.
Ale nowy, czyli inny? Chyba chciałbym. Raczej wątpię. Może bardziej zgorzkniały. Może nie.
Ktoś zostanie ojcem. Był naprawdę luźnym gościem po trzydziestce, myślę, że teraz w wielu aspektach się zmieni. To dziwne info... bo i zaskakujące.
Pewien ktoś dwa, trzy lata temu był największym lekkoduchem jakiego znałem - teraz ma mieszkanie, pracę i od miesiąca żonę.
Inny ktoś dwa miesiące temu narzekał jaki jest beznadziejny a ja go musiałem pocieszać. A i miał na studiach kłopoty. I finansowo źle było. Ułożyło się. Dziś jest zakochany, wesoły i szczęśliwy.
Jeszcze kto inny rok temu był w związku z nielichym stażem. Teraz jest sam a na studiach ma komplikacje. Ktoś inny jest w takim związku nadal, ale zaczyna wątpić. Niespodziewanie.
Ktoś inny walczył o kogoś latami. I wywalczył. I się wyprowadzili. I żyli jak w bajce. I koniec bajki. I wrócił sam, tam skąd wyjechali. Ale teraz znów jest na szczycie.
Zmierzam do tego, że fortuna kołem się toczy - dziś brniesz po pas w gównie, a jutro budzisz się na stosie monet błyszczącym... jak miliony monet. Ale i w drugą stronę...
A u mnie wciąż to samo - zmienia się pogoda, nic więcej. Ta stabilizacja jest destabilizująca.
Może dla odmiany by się coś przytrafiło dobrego?
Pisałem już nie raz jakim to niskolevelowym noobem jestem w międzyludzkich relacjach.
Tak to jest, że czasem pewne więzi się rozpadają, a mosty zostają spalone. Czasem idziecie ramię w ramię, a mosty pozostawione same sobie nie wiedzieć kiedy niszczeją. I DZIŚ jest piękny dzień by zadzwonić. Jeśli tego nie zrobisz, to w końcu nawet profesor architektury Ci nie pomoże.
W te wakacje uratowałem chyba parę mostów i jeśli fala powodzi zobojętnienia ich nie podmyje to znaczy, że wykonałem kawał dobrej roboty.
Ale co, jeśli te mosty palą inni? Albo nawet nie tyle palą, co podczas gdy leci fala oni w worki miast piasku ładują sól i gorycz. Powstanie roztwór nienasycony przecież, jak te diamenty pod ciśnieniem. A tyle rzeczy chciałbym nasycić. Ale nie tak. Nie tym!
9 miesięcy. Ile to wypitej herby. Tak a propos zgorzknienia.
A ile to smutnej ciszy.
Widząc niektórych nadal jest mi kurewsko wstyd być samemu. Punto.
Ale przecież niebycie samemu to nie ma być sztuka dla sztuki jak lesbian porno.
Są te ludzkie fazy jak księżyc, ale przecież czy w nowiu czy pełni most powinien się trzymać, racja? A Ty ładujesz w worek sól, przy czym uśmiechając się spluwasz figlarnie w piasek. TEN piasek.
Zaryzykował i zniszczył wszystko. Teraz nikt nie ryzykuje bo nie ma niczego. I to jest najgorsze - jak wówczas zaryzykować na nowo? Czym?
Pejterze z przyszłości, pewnie nawet ty nie zczaisz co tu wypisuję. Ale graty PKMów.