niedziela, 15 lutego 2009

Czas na łubudu

Gdy zmrok zapadnie wzrok odnajdzie marzeń skok w nicość.
Ilu już było tych co próbowali
przysiąść mi do serca?
Erka spóźnia się znów już godzinę, czas suszy ślinę.
Straciło sens imię, wiesz ginie wszystko.
Klatka po klatce film jak żyć mi przyszło .
Akcja w abstrakcie. Strach klatkę ciśnie. Nie, to nie strach a ciśnienie.
Nie, nie, nie. Nie zmienię nic już, tylko bym umarł z uśmiechem na pysku.
Ot tak. Widzę niebo. Ile to jeszcze potrwa? Może do bram się dopcham
spotkać Piotra postać, a jak?
Biało-niebieski zajazd, za barem Bóg nie pajac.
Co najwyżej może sęków nalać .
Niech gra gitara. Jestem w domu, piątka z aniołem stróżem,
był ze mną tam na dole, jest ze mną i na górze. Oby był jak najdłużej.
Joint za nasze zdrowie, bo samemu się nudzę a tak to wędruje na chmurze.
Człowiek w kapturze o białych skrzydłach,
w powietrzu jak wilga. Niebo to wille a nie paranoje Willas.
Widzę niebo, nie myślę...
Noc ciemno w oczach, coś jak awaria w blokach. To ta chwila. W żyłach
krew znowu się miota, nie mów o kłopotach.
Widzę niebo nie myślę, nie drażni nic mnie.
Daj irchę, szkła wytrze. Siemasz Disney.
Ten czar nie pryśnie wierzę, wzrokiem otchłań mierzę.
Żaden pieprzony pokój zwierzeń, tylko Eden jeden
w swoim rodzaju. Jak tam? Tam mam blanty w paczkach,
sauna non stop, dam wam plan i jazda.
Boskość z napisem "welcome",
nagle wstrząs, aura pękła.
Widzę dwóch lekarzy,
słyszę na sygnale erka leci przez Włókniarzy
trząsąc jak tyłkiem modelka.
Oj ból, czuję ból. Oj ból, czuję ból...

O.S.T.R. - Niebo

Rocznica pierdolnięcia. Serce wciąż tyka jak plastik islamskiej ekstremy...